Pamiętacie jak na ubiegłorocznych targach IFA razem z Konradem poruszaliśmy się na hulajnogach? Tak, obydwie były od Xiaomi, a dokładniej dwa modele M365. Xiaomi miało też inne modele, ale to właśnie ten jest najpopularniejszy. Dosyć zaskakująco i to pewnie nie tylko dla mnie, Chińczycy pokazali udoskonalony egzemplarz swojej hulajnogi – Xiaomi M365 Pro.
Jaka jest Xiaomi M365 Pro?
Dziwna sprawa, bo kompletnie nowego modelu się nie spodziewałem, choć logika podpowiadała, że kiedyś takowy musi się pojawić. W końcu pierwsza wersja, choć często kupowana, to ma już swoje lata i wcale nie była idealna. W końcu coś o tym wiem, bo sam ją kilkukrotnie… lutowałem. Tak się to już kończy, gdy oryginalne opony zmienimy na te bezdętkowe i pojeździmy trochę po polskich chodnikach.
Nowa wersja hulajnogi nie różni się zbytnio od poprzedniej. W zasadzie z zewnątrz to są tylko detale, a wprawne oko na pewno zauważy czerwone elementy na przednim kole. I w zasadzie, bazując na grafikach, to tyle.
Najważniejszymi zmianami są: bardziej rozbudowany wyświetlacz i większy zasięg.
Akumulator ma 474 Wh, co z kolei zwiększa zasięg na jednym ładowaniu aż do 45 kilometrów. Wszystko zależy oczywiście od terenu, pogody czy wagi jeżdżącego, ale skoro na M365 udało się osiągnąć 25 km z deklarowanych przez producenta trzydziestu, to jestem dobrej myśli. Co ciekawe, są trzy tryby jazdy i w tym najszybszym – określonym jako sportowym – jesteśmy w stanie rozpędzić się do 30 km/h. Już czekam na modyfikacje, które jeszcze ją przyspieszą. Pewnie to kwestia czasu.
Jak już napisałem wyżej, kluczową nowością jest rozbudowany wyświetlacz na kierownicy. Ten w poprzednim modelu był praktycznie bezużyteczny – tutaj mamy znacznie więcej informacji – aktualną prędkość, tryb jazdy, poziom akumulatora, połączenie Bluetooth, kontrolka od świateł czy nawet tryb serwisowy.
Jedyną zmianą na minus względem M365 jest waga. Wariant Pro jest cięższy i teraz waga pokazuje 14,2 kg. To tylko albo i aż półtora kilograma różnicy. W sytuacjach, gdy będziemy musieli ją przenosić (a coś o tym wiem, gdy w Berlinie dwa razy odmówiła posłuszeństwa), nie jest to dobra informacja.
Najciekawiej robi się, gdy spojrzymy na cenę. Ta wstępna, chińska wygląda bardzo optymistycznie, ale trzeba być głupim, by uwierzyć, że za taką samą kwotę uda nam się ją kupić. Gdy hulajnoga trafi do takiego GearBestu czy Geekbuying, cena na pewno będzie wyższa niż to za ile teraz kupimy pierwszą wersję.
Ale ja i tak będę się mocno jej przyglądał, bo widać, że Xiaomi w drugiej generacji poprawiło to, co skopali wcześniej. Wprowadzili to co chcieli użytkownicy i to mi się podoba!
No Comments