Kilka dni temu pisałem o CHUWI AeroBook, czyli kolejnej laptopowej propozycji tej firmy, która może stać się nie tylko tą najładniejszą, ale też bardzo popularną. Nie sądziłem, że w tak krótkim czasie trafię na coś kolejnego. A tu proszę – jest. Nazywa się CHUWI MiniBook, zapowiada się świetnie i mimo tego, że jest zbyt mały, by nazwać go pełnoprawnym laptopem to i tak chciałbym go mieć.
Kiedyś byłem pod ogromnym wrażeniem ile ekipie z GPD udało się zmieścić do swojego przenośnego komputerka WIN Gamepad, a teraz widzę, że takie konstrukcję ewoluują i stają się coraz lepsze. Było już kilka lepszych przykładów, ale CHUWI MiniBook, według mnie, jest chyba tym najlepszym. Zaraz dowiecie się dlaczego tak myślę.
MiniBook wydaje się najbardziej zaawansowaną konstrukcją, a to między innymi przez procesor i ogólne możliwości. Do tej pory w takich urządzeniach przodowały Celerony i Pentiumy, a tutaj pojawił się Intel Core m3-8100Y, czyli dwurdzeniowy układ 8.generacji, który ma bardzo szerokie widełki pracy i potrafi rozkręcić się nawet do 3,4 GHz. Do tego mamy jeszcze 8 GB RAM, co ważne, że LPDDR4 i 128 GB pamięci wewnętrznej. Ta druga niestety oparta jest na eMMC, ale komputer został wyposażony w złącze M.2 NVMe, więc można tam wsadzić cholernie szybki dysk SSD.
Ekran ma osiem cali, a nie jak w innych tego typu siedem, jest na matrycy IPS i mam nadzieję, że wyświetla obraz minimum w Full HD, a nie mniej (do tej informacji się nie dogrzebałem). Co więcej, mini-laptop Chuwi ma obracaną matrycę, podobnie jak w laptopach Yoga od Lenovo, co akurat przy tak niewielkim urządzeniu może się przydać, np. podczas podróży do oglądania filmów.
Spoglądając do środka, a szczególnie na klawiaturę, widać, że inżynierowie trochę przekombinowali. Co prawda przyciski są podobno standardowych rozmiarów, tak jak w zwykłej klawiaturze, ale ich rozmieszczenie – co jest oczywiście zależne od małej obudowy – jest dziwne i nie wygląda na wygodne. Podobnie touchpad, który został zastąpiony trackpointem, dużo mniejsze przyciski strzałek czy podzielona spacja. Ale widocznie inaczej się tego nie dało zrobić. W prawym górnym rogu widać też coś co może być przyciskiem zasilania z wbudowanym czytnikiem linii papilarnych (podobnie jak w laptopach Huawei).
W obudowie zmieszczono baterię 26,6 Wh z szybkim ładowaniem Power Delivery 2.0. Komputer ma działać do 8 godzin, ale nawet jeśli zamknie się w 6, to i tak będzie dobry wynik. Mnie podoba się też to, że mimo tak małego sprzętu mamy do dyspozycji sporo portów i złączy. Oprócz USB Type C z PD są też dwa pełnowymiarowe USB z tego jedno na pewno w standardzie 3.0, slot na kartę microSD, mini HDMI i złącze słuchawkowe.
Cena? Tutaj jest jeszcze zagadką. Wszystko dlatego, że kampania na Indiegogo ma ruszyć dopiero w połowie czerwca. Mówi się, że cena zmieści się w 700 dolarach (ok. 2700 zł), co według mnie byłoby jednak zbyt wysoką kwotą.
3 replies on “CHUWI MiniBook, czyli nowy pomysł na 8-calowego laptopa”
Przypomina mi netbooka co miałem jakieś 8 lat temu. Duża mobilność, pełny Windows, niska cena bo w okolicach 1000 zł. Szkoda, że ten tutaj nie celuje w taką kwotę. Bez urazy ale nie uważam że Chuwi jest już gotowe na produkty premium. Za 2700 można już śmiało dorwać Surface. Za połowę tej ceny pewnie bym się połakomił.
Miałem kiedyś netbooka, Samsung NP130 czy jakoś tak i tak średnio go wspominam. Dało się pracować, ale teraz to pewnie bym kalkulatora nie odpalił w Windowsie 10 😀 I tak, Chuwi trochę przegięło z tą ceną, jakieś tysiąc za dużo sobie życzą, ale trzeba poczekać na oficjalną cenę.
A ja EEEbooka od Asusa i jak dla mnie było to świetne urządzenie – przede wszystkim do blogowania z podróży i grania w klasyki pokroju trzecich Herosów.
Nie wiem czy to bardziej potrzeba czy kaprys ale chciałbym mieć malucha z Win10, chodzi mi po głowie GPD 2, ale wciąż za drogi jak za sprzęt który będę używał raczej okazjonalnie. Chuwi raczej próbowało nas przekonać, że dobre może być tanie, szkoda że nie w tym przypadku.