Do tej pory, jak pojawiała się jakaś nowa wersja konsoli, to była to wersja wzbogacona. Zarówno Sony jak i Microsoft wydali swoje, bez wątpienia ulepszone maszyny. A co z Nintendo? Nie idą po równo przetartym szlaku, wydają wersję teoretycznie słabszą – Nintendo Switch Lite. Którą kupię bez wahania. Co ją tak bardzo odróżnia od wersji pierwotnej? Całkiem sporo.
Pierwsze i najważniejsze – cena. Konsola ma kosztować 199 dolarów, czyli znacząco mniej, niż teraz. Szczerze, patrząc na zawartość statystycznego portfela, to poniekąd rozumiem, dlaczego Switch nie cieszy się w naszej szerokości geograficznej (niezasłużenie!) dostatecznym powodzeniem. Cena czyni cuda, ale taka obniżka niestety nie jest darmowa. Z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować. Nowa wersja jest stworzona z myślą o graczach, którzy nie mają najmniejszej ochoty siedzieć przy telewizorze, więc możliwość przypięcia jej do wielkiego i mocno niemobilnego wyświetlacza, została całkowicie usunięta. A to nie jedyna zmiana.
Switch Lite został dodatkowo wykastrowany z Joy-Conów i wszystkich dobrodziejstw z nimi związanych.
Nie da się odpiąć kontrolerów, więc granie „ze z kumplem” będzie znacząco utrudnione, jeśli kumpel nie będzie miał swojego, kompatybilnego, pada, a zgodnie z tym, co krąży po sieci, to wyprodukowane do tej pory akcesoria będą działać bardzo dobrze. Do tego, skoro nie ma Joy-Conów, to nie ma też sztandarowego dla nich systemu wibracji – HD Rumble. Czy to dobrze? Czas pokaże, ale myślę, że przeciwników tego rozwiązania będzie tyle samo co zwolenników. Telepać się na pewno będzie, ale nie tak precyzyjnie. A to jeszcze nie koniec.
Zmniejszeniu ulegnie też wyświetlacz. Klasyczna wersja chwali się naprawdę porządnej jakości ekranem 6,2”. Tutaj będzie „zaledwie” 5,5-calowy. Fizyczne zmniejszenie wielkości elementów świecących powinno wpłynąć na czas życia na baterii, w końcu mniej prądu powinno ciągnąć, ale żadnych potwierdzonych danych raczej do premiery nie będziemy mieć.
Materiały przedstawione do tej pory, pozwalają wywnioskować, że Nintendo Switch Lite będzie nieco bardziej wytrzymały od poprzednika. Jedna bryła to zawsze mniej szans na awarię, niż w trzech.
Zastanawiające jest, jak będzie wyglądać sytuacja z grami. Nie jest tajemnicą, że możliwość przypięcia się „po haedemi” do TV była i jest jednym z atutów Nintendo Switch. Skoro tutaj takiej nie będzie, to na pewno trafią się tytuły, które mogą mieć delikatne problemy. Na pewno Nintendo sobie jakoś poradzi, ale użytkownicy pewnie będą zmuszeni bardziej uważać.
Z innej beczki – trochę się Nintendo nie dziwię, uprzedzając pytanie o sensowność tego rozwiązania. Nie czarujmy się, gracze, to dość specyficzna grupa społeczna, nie zawsze idąca z trendami. Granie w multi ze znajomymi, w większości przypadków wymaga posiadania znajomych, więc niewykluczone, że Lite może być dla ludzi, którzy żenią się z poduszką. Zabieg ponownego wydania niby tego samego też nie jest niczym nowym. DS Lite sprzedał się fenomenalnie i nie widzę powodu, dla którego Nintendo nie miałoby skorzystać ze sprawdzonego sposobu na monetyzowanie tego samego rynku dwa razy.
Zerknijcie jeszcze na oficjalną zapowiedź konsoli na YouTubie. Tam w kilku minutach jest wszystko wyjaśnione, kto z kim, po co i dlaczego.
https://youtu.be/jZOPC6J4fAA
No i wspomniana na początku cena, w Polsce będzie prawdopodobnie nie aż tak atrakcyjna. Ale nic, czas pokaże. Aaa i jeszcze premiera – mniejszy „Pstryczek” ma pojawić się w sklepach 20 września 2019 roku.
Zdjęcie główne pochodzi z oficjalnej zapowiedzi Nintendo na YouTube.
No Comments