Marka Triumph może wam kojarzyć się z dwoma rzeczami – damską bielizną albo motocyklami. Albo i z tym i z tym jeśli już macie jakiś motocykl. If you know what… a nieważne. Triumph postanowił wejść w kategorię rowerów elektrycznych i ich pierwszym modelem jest Trekker GT. Co to takiego?
Mnie, osobie, która z motocyklami ma tyle wspólnego co nowiutkie Berlingo z Sokołem Millenium, Triumph kojarzy się jednak bardziej z marką bieliźnianą, pewnie głównie przez zdjęcia. Ale gdybym kiedyś w przyszłości miał zajawkę na motocykl, to pewnie zajrzałbym między innymi właśnie do Triumpha. Taki nowy Scrambler czy coś.
Trekker GT to pierwszy w życiu elektryczny rower od Triumpha i trzeba przyznać, że raczej udany. Niektórzy pewnie pomyślą, że nudy (w porównaniu np. do designu najnowszej konsoli PlayStation 5), ale Triumph raczej jest z tego znany, że idzie bardziej w klasykę. I ten rower tak właśnie wygląda – klasyczny, stonowany i na pierwszy rzut oka wcale nie zdradzający, że jest wspomagany prądem.
Rower ma klasyczną trekkingową, aluminiową ramę (co może poniekąd zdradzać jego nazwa), ma 27,5-calowe koła z oponami Schwalbe i cały jest oparty na osprzęcie Shimano. Najważniejszymi elementami rowery od strony elektrycznej są silnik i bateria. W pierwszym przypadku jest to Shimano DU-E6100 o mocy 250 W i 60 Nm, a w drugim, akumulator Shimano BT-8035 504 Wh, który został umieszczony z przodu ramy (co sprawia, że jest znacznie grubsza niż w normalnym rowerze). Wpływa to też na wagę rowery, który waży 24 kilogramy.
Z przodu mamy widelec Rockshox Paragon Silver TK o skoku 65 mm, więc na pewno jakieś nierówności będzie w stanie wybierać. Jako, że ekspertem rowerowym nie jestem to zainteresowanych odsyłam do szczegółowej specyfikacji na stronie producenta.
Na koniec napisze tylko, że Triumph wycenił swojego dziewiczego elektryka na 2950 funtów brytyjskich (bo to brytyjska firma). W przeliczeniu prawie 15000 złotych.
No Comments