Różne rzeczy już testowałem, ale pierwszy raz mogłem trochę pobiegać na bieżni elektrycznej. Takiej w swoim domu. Przed telewizorem. Oczywiście nie jest to mój pierwszy kontakt z takim urządzeniem, bo przecież bieżnie są dostępne w pierwszej lepszej siłowni, ale na pewno pierwszy w takiej formie. Chodzi o Xiaomi WalkingPad R1 Pro, której używam już od przeszło miesiąca, bo do testów podesłał ją Geekbuying. Jakie są mocne i słabe strony takiej bieżni i czy sprawdzi się w mieszkaniu?
Jeszcze kilka lat temu nawet nie pomyślałbym, że będę miał u siebie na chacie coś takiego jak elektryczna bieżnia. I będę mógł trochę pochodzić czy pobiegać bez wychodzenia z domu. Coś co głównie jest zarezerwowane dla większych siłowni, klubów fitness czy nawet szkół z lepszym zapleczem sportowym. Teraz dzieje się tak, że coraz więcej tego typu sprzętu możemy mieć w domu, oczywiście na ile tylko metraż, wolne miejsce i zasobność konta pozwala. Jeśli o mnie chodzi to obok takiej bieżni postawiłbym jeszcze pełnowymiarowy stół bilardowy, gdyby tylko moje mieszkanie było z gumy i mógłbym je trochę rozciągnąć.
Z tą bieżnią się udało, bo przeważnie takie „domowe” rozwiązania są mniejsze i bardziej kompaktowe niż to co mamy np. w siłowniach. Po testowanym WalkingPadzie widać to doskonale, bo nie dość, że konstrukcja jest w miarę płaska i nowoczesna, to jeszcze bieżnię można złożyć na pół i schować za łóżko czy postawić przy ścianie albo za zasłoną. Tak złożona ma raptem 16 cm grubości, wliczając w to wystające elementy. U mnie była ta druga opcja i mimo tego, że trochę stała w salonie, a potem trochę w biurze, to nie stanowiła dla mnie żadnej przeszkody czy kłopotu. Do tego dochodzą jeszcze kółka co ułatwia przemieszczanie bieżni, ale jak dla mnie są nieco za małe.
Xiaomi WalkingPad R1 Pro. Jak zacząć?
Zacząłem trochę od końca, czyli złożenia bieżni, a tak naprawdę jak do nas takie ustrojstwo przyjedzie to najpierw trzeba je rozłożyć. Nie powiedziałbym, że jest to toporna rzecz, ale swoje waży i trzeba mieć trochę krzepy, by najpierw wyciągnąć ją z pudełka, a potem ustawić i przygotować do działania. Sam sprzęt to 33 kilogramy, a licząc z opakowaniem to zbliża się do czterdziestu. Kółka sporo tu pomagają, ale filigranowa osoba może mieć problem, szczególnie z wniesieniem, jeśli kurier nie pomoże. Ja miałem. Mimo tego, że było to raptem pierwsze piętro, to pakunek wybitnie niewygodny. Pamiętacie motyw spadającego ze schodów fortepianu w kreskówkach? No, to u mnie było podobnie, tyle tylko, że w drugą stronę.
Przygotowanie bieżni można podzielić na kilka etapów. Po pierwsze, musimy znaleźć trochę wolnego miejsca i położyć bieżnię na płasko. Potem odkręcany śruby po obu stronach, podnosimy uchwyt i przykręcamy śruby. Wystarczy kilka obrotów i będziemy czuli czy „to już”. Następnie rozkładamy połówkę bieżni, jednocześnie uważając, by nie walnąć nią za bardzo o podłogę. Ale to nie wszystko. Regulujemy wysokość poręczy odbezpieczając ją po obu stronach i szukamy w pudełku takiego czerwonego „dynksa” na smyczy. Ja nie jestem z tych co instrukcje czytają, ale w tym przypadku musiałem zajrzeć, by dowiedzieć się, że bez specjalnego „klucza bezpieczeństwa” bieżni nie wystartujemy. Zeszło z pół godziny, a magiczny napis SAFE zniknął, gdy to czerwone coś było na swoim miejscu. Gdybym od razu zajrzał do manuala to byłoby szybciej.
To wszystko bierze się poniekąd z solidnego wykonania bieżni.
Coś co ma przetrwać kilkudziesięciominutową pracę, wibracje czy wreszcie obciążenie ćwiczącego (maks. 110 kg, ja ważę coś koło 72 kg) musi być wykonane bez żadnych zastrzeżeń. I w tym względzie jest zaskakująco dobrze, ale że ja to ja, to kilka dupereli znalazłem (o czym poniżej). Bieżnia jest solidnie skonstruowana, wszystko do siebie pasuje i przy rozkładaniu wchodzi tam gdzie trzeba. Bez konieczności używania chirurgicznej precyzji, ale z lekkim wysiłkiem, bo jednak trochę to waży. Taką ogólną trwałość czy to, że firma nie poszła na skróty widać nawet na śrubach, które wyglądają masywnie i tak jakby były wykonane z żeliwa. Podobnie jest ze słupkami poręczy czy całym zawiasem rozkładania. Do materiałów czy jakości trudno się doczepić, co daje pewność, że bieżnia powinna przetrwać dłużej niż początkowo zakładałem.
Cała „elektronika” znajduje się z przodu, tam gdzie bieżnia jest wyraźnie grubsza. W tej części widać też bardzo charakterystyczny i czytelny wyświetlacz OLED. Z przodu bieżni mamy podłączenie do prądu zwykłą tak zwaną komputerową wtyczką, a obok zero-jedynkowy przycisk zasilania.
Bieżnia to przede wszystkim pas po którym się poruszamy. Ten jest wykonany z materiału EVA, podobno odpornego i antypoślizgowego. Pas z kolei porusza się po powierzchni o niskim współczynniku tarcia i… that’s how it works, Folks! Widać wyraźnie, w którym miejscu jest pas jest klejony. Jak na razie nic się z nim nie dzieje, ale już zauważyłem pewną irytującą cechę. Pas ma swój tor, po którym się porusza i miejsce gdzie chowa się w obudowie. Zauważyłem, że w jednym miejscu taśma już od początku była delikatnie zadarta do góry i podczas biegania słychać, że trochę obciera o plastik z tyłu. To trochę takie trzeszczenie i skrzypienie w jednym. Obawiam się, że po czasie może się to pogłębiać, taśma się wyciągnie i jeszcze bardziej podwinie na bokach. Oby nie, tym bardziej, że nie mam informacji czy można ją w przyszłości wymienić.
Słychać to wyraźnie na poniższym wideo:
Jeszcze jedno i ostatnie „ale” mam do uchwytu, który nawet mocno przykręcony trochę się chwieje. Nie wiem, może tak ma być, że są lekkie luzy (jak np. w kierownicy hulajnogi) żeby lepiej radziło sobie z wibracjami, gdy biegniemy i się trzymamy. Najważniejsze jest to, że podczas biegania poręcz nie lata i w szczelinie w poręczy można wsadzić urządzenie. Mimo to, sprawdziłbym trzy razy czy ów urządzenie dobrze się trzyma, bo według mnie szczelina dedykowana jest do maks. 7-8-calowych tabletów czy smartfonów, ale tylko w pozycji poziomej.
Elektryczna bieżnia w mieszkaniu.
Takie a nie inne gabaryty sprawiają, że bieżnię można spokojnie używać w mieszkaniu. Jak ktoś ma dom z ogromnym salonem czy niezagospodarowanym jeszcze pomieszczeniem, to jeszcze lepiej. Ja – jak już wspominałem – korzystałem z bieżni w mieszkaniu. Kilka chwil na rozłożenie i można zacząć… chodzić. No właśnie, jak sama nazwa wskazuje jest to „walking pad” (a nie „running” i już wiem dlaczego.
Szczerze powiedziawszy po pierwszym treningu biegowym byłem trochę zniesmaczony, bo niezbyt pewnie się czułem na tej bieżni. Później było lepiej.
Większość treningu trzymałem się poręczy, bo jak tylko się puściłem, to miałem problem ze „ślizganiem”. Już wyjaśniam. O ile jeszcze podczas prędkości spacerowej czy szybszego chodzenia (tak do 6 km/h) tego nie czułem, tak gdy zaczynałem biegać miałem wrażenie, że albo ja coś źle robię albo bieżnia nie nadąża za mną. Było to coś takiego jakby w chwili nacisku stopy taśma na ułamek sekundy się zatrzymywała, co wytrącało mnie z równowagi. Jednak gdy biegałem i jednocześnie trzymałem się poręczy oburącz, a tym samym byłem nieco pochylony do przodu, to takiego czegoś nie było. Ciężko jest to uchwycić na filmie czy animacji. Być może trzeba się nauczyć biegać na tej bieżni, trochę z nią zapoznać, wyczuć czy po prostu przyzwyczaić. Z każdym kolejnym treningiem było lepiej, ale nie mniej, nigdy takich problemów nie miałem na profesjonalnych bieżniach na siłowni.
Nie bez przyczyny napisałem też, że lepiej dla takiej bieżni mieć dom niż mieszkanie. Owszem, może i mamy tutaj silnik bezszczotkowy co już samo w sobie redukuje hałas, ale mimo wszystko, coś słychać. A im wyższa prędkość tym hałas większy. Sam się o tym przekonałem, gdy po kilku minutach biegu sąsiadka z piętra niżej zapytała się „czy to u mnie się tak coś tłucze”. I rzeczywiście, gdy ustawimy prędkość na poziomie 7-10 km/h i zaczniemy szybciej, intensywniej i mocniej stawiać nogi to do szumu dojdzie też swego rodzaju dudnienie. Można próbować lepiej wyregulować bieżnię na nóżkach, ale pewnych rzeczy się nie oszuka.
Podczas nawet szybszego chodzenia jest w porządku i hałas w pobliżu wynosi około 54-58 dB. Ale już podczas biegania w chwilowych momentach, gdy stukanie, dochodzi nawet do 70-ciu decybeli.
Ja najczęściej wykorzystywałem bieżnię do chodzenia i w tym sprawdza się idealnie.
Taka bieżnia świetnie sprawdza się w sytuacji, gdy chcemy „dobić” do minimalnej liczby dziennych kroków czy po prostu trochę się poruszać, gdy większość dnia przepracowaliśmy przy biurku czy samochodzie. Ja znajduje dla Xiaomi WalkingPad R1 Pro zastosowanie, bo mam pracę siedząco-jeżdżącą, więc wieczorem dobrze jest „uprawić” trochę aktywności. Najlepsze jest to, że można włączyć jakiś serial, film czy mecz i oglądać go jednocześnie korzystając z bieżni. Ja tak robię i to się sprawdza, ale widzę też tu inne scenariusze. Przykładowo, jeśli ktoś ma biurko z regulacją wysokości, można zrobić tak zwany „standing desk” i pracować na bieżni. Wszystko przez to, że z bieżni można korzystać w trybie ze złożonym uchwytem. W trybie chodu prędkość jest ograniczona do 3 km/h.
Najmniej korzystałem z trybu automatycznego, bo zawsze wolę mieć większą kontrolę nad tym czego używam. W automatycznym chodzi o to, że bieżnia aktywuje się jak na niej staniemy (zawsze jest odliczanie od trzech w dół). Prędkość zwiększamy w przedniej części taśmy, a jeśli zbliżymy się do tyłu to bieżnia się sama zatrzyma.
Xiaomi WalkingPad R1 Pro ma też aplikację.
Xiaomi nie byłoby sobą, gdyby ich urządzenie nie można było sterować aplikacją. Tylko na ile jest to urządzenie Xiaomi? No właśnie, aplikacja zwie się KS Fit, a „KS” to skrót od marki KingSmith. I tak też było napisane na pudełku. W każdym razie, jest dedykowana aplikacja, przez którą możemy sparować bieżnię z telefonem, sprawdzić aktualizacje i w pewnym sensie, dodać też bardziej rozbudowany ekran.
Ja testowałem to na Microsoft Surface Duo, więc miałem dwa ekrany do dyspozycji. Na jednym statystyki, a na drugim mogłem przeglądać Twitterka ( ͡° ͜ʖ ͡°). Szczerze to nie korzystałem z wbudowanych treningów, a aplikacji używałem do tego, by nie gapić się cały czas na ekranik na dole. Jednak w apce mamy więcej danych na raz i od razu przed oczami. W KS Fit kolejną przydatną opcją jest płynne zwiększanie prędkości z interwałem co 0,5 km/h.
Co ważne, nie trzeba instalować aplikacji jeśli chcemy z bieżni korzystać. Wystarczy wsadzić ten czerwony „dynks” na swoje miejsce i będzie działać. Do sterowania można użyć stopy, bo obok OLED’a są dotykowe przyciski, ale najwygodniejszy sposób to tradycyjny pilot. Prosty do bólu, malutki, z przyciskami fizycznymi i na smyczy, więc można go na upartego przewiesić przez poręcz. Opis poszczególnych przycisków jest raczej zbędny, bo widać na zdjęciu.
Czy warto coś takiego mieć?
Tak naprawdę na to pytanie trzeba sobie odpowiedzieć indywidualnie, bo zależy to kilku czynników. Ja, gdybym nie mógł tego przetestować, pewnie bym się nie przekonał. Po testach już wiem, że jest to jedno z tych urządzeń, które fajnie było sprawdzić i urządzenie, którego używałbym prawie codziennie. Kiedyś nie pomyślałbym nawet o bieżni w domu, a teraz proszę, jest i się sprawdza. Przy moim trybie pracy sprawdza się znakomicie, bo nie zawsze robi się te „umowne” minimum 8-10 tysięcy kroków dziennie. Taka bieżnia pozwala to przebić, nawet jak pół dnia spędziło się w samochodzie. I nie mam tu na myśli jakiegoś wyciskania ostatnich potów, a bardziej rekreacyjnego chodzenia i zwiększenia ogólnej aktywności.
Xiaomi WalkingPad R1 Pro to dobrze zaprojektowany, wykonany i przemyślany sprzęt. Choć ma kilka rzeczy, które nie do końca mi pasują, to robi to co ma robić i przede wszystkim się sprawdza. I też nie kosztuje tyle, by nie było to w zasięgu portfela, a z kodem 7Q626SG4 można jeszcze stówkę urwać i zmieścić się w dwóch tysiącach.
Mocne strony
- Wysoka jakość wykonania, solidność i nowoczesny design
- Bieżnia, którą możemy mieć w domu
- Składana konstrukcja, którą można postawić i schować
- Dwa tryby pracy
- Czytelny i ładny wyświetlacz OLED
- Pilot do sterowania w zestawie
- Dedykowana aplikacja KS Fit
- Cena w zasięgu portfela, ale…
Słabe strony
- Irytujące skrzypienie/obcieranie taśmy
(w moim egzemplarzu) - Bieżnia bardziej do chodzenia niż biegania
- Wymaga wprawy i przyzwyczajenia (?)
- „Klucz bezpieczeństwa”, który wpinamy i zapominamy
- …mogłaby być niższa
No Comments