Tegoroczne Pixel Heaven było pod kilkoma względami wyjątkowe. Zarówno z tej dobrej jak i złej strony. Odbyło się w dniach 10-12 czerwca w kompleksie SOHO na warszawskiej pradze i już samo to sprawiło, że było trochę inaczej. Jak zatem w tym roku wyglądało jedyne w swoim rodzaju wydarzenie pełne nerdów, gier, klimatu retro i unoszącej się w powietrzu nostalgii? Zerknijcie na fotorelację.
Pierwszy raz na Pixel Heaven
Ciężko jest mi stwierdzić czy w tym roku było lepiej, bo na takim festiwalu (i w jego nowym miejscu), nigdy wcześniej nie byłem. Pixel Heaven 2022 było dla nas pierwszą i jednocześnie dziesiątą edycją tego wydarzenia. Dlaczego akurat tak? Pierwszą (by nie napisać dziewiczą), bo zarówno ja jak i Adam i Dorian zawitaliśmy tam pierwszy raz. Dziesiątą, bo to jubileuszowa edycja, na której nie zabrakło legendarnych osobistości z gamedevu. Nie wymienię wszystkich z nazwiska, ale już sama obecność pana Erica Chahi, twórcę takich gier jak Another World czy Heart of Darkness oraz Jordana Mechnera, znanego z Karateki i Prince of Persia, kolokwialnie pisząc, zrobiła tłumy.
Nie będę tutaj szczegółowo się rozpisywał za nas wszystkich, bo na pewno każdy ma swoją opinię. Ja od siebie mogę dać takie solidne 6/10. I tak mamy w planach wszystko przegadać w kolejnym odcinku podcastu Dwóch po dwóch i coś czuję, że forma „słuchana” będzie w tym przypadku lepsza. Fajnie było posłuchać panów z Loadingu w towarzystwie Grysława, przybić piątkę z Rafałem aka Starym Graczem czy wreszcie cofnąć się w czasie patrząc na te wszystkie zgromadzone tam retro sprzęty i gry. Można było zagrać w klasyki jak Contra, ale też sprawdzić nowości jak Trek to Yomi czy – tak, też byłem zaskoczony – Kangurka Kao. Można było kupić koszulkę czy inne gadżety, można było pograć na commodorce czy innym SNES-ie albo wrócić do domu z używaną konsolą. Tak, giełdowym klimatem też trochę powiało. A i zjeść było można, bo kilka żarciobudek przyjechało.
Dało się słyszeć, że zmiana lokalizacji wydarzenia wyszła, mimo wszystko, na dobre. Pomimo tego, że było w dwóch miejscach, które dzieliło kilka minut drogi, to mnie się podobało, bo nie było jakiegoś niewyobrażalnego ścisku, a i trochę kroków dla aktywności można było zrobić. Poza tym, cały teren SOHO to coś ciekawego dla oka, bo z jednej strony mamy stare fabryczne pozostałości, a z drugiej, nowoczesne budynki. To trochę tak jak to, że ludzie robili zdjęcia turbo-wypasionymi smartfonami, sprzętom, które często mają po kilkadziesiąt lat.
Organizacyjnie to nawet nie była lekka wtopa…
I teraz wyjdzie dlaczego napisałem, że ta impreza dostała ode mnie szóstkę w dziesięciostopniowej skali. Wszystko rozbija się o słabą organizację i to jeszcze przed oficjalnym startem imprezy. Niestety, ale kontakt z organizatorem pozostawiał wiele do życzenia. Normalne jest, że chcieliśmy dostać się tam jako media, by potem zrobić relację na blogu i w podkaście. A jeśli media, to potrzebna jest akredytacja. Jeżeli była taka możliwość, to stwierdziliśmy, że czemu nie, wchodzimy w to. Okazało się, że na trzy osoby z dwóch, bądź co bądź, niezależnych mediów, dostaliśmy tylko jedną wejściówkę dla prasy, a i to nie było wcale takie pewne i oczywiste. Otrzymaliśmy informacje, że z innych serwisów chce wejść kilkadziesiąt osób i starają się to ograniczać, a my mamy nie kombinować i po prostu kupić bilety, bo przecież nie są drogie. Przyznam, że trochę mnie zatkało, gdy to usłyszałem. Tym bardziej, że już na miejscu wystarczyło powiedzieć, że ma się akredytację i ta była wydawana bez żadnej weryfikacji, przynajmniej w moim przypadku. Ostatecznie dokupiliśmy dwa bilety i weszliśmy bez problemów. Zdążyło się to już rozejść po kablach, ale jednak niesmak pozostał.
Miałem też pewne zastrzeżenia do nagłośnienia i wszystkiego co było związane z audio. Co więcej, to nie była odosobniona opinia. Może to przez nowe miejsce, może przez ogarnięcie wszystkiego na ostatnią chwilę, ale średnie i wysokie tony tak się zlewały, że ciężko było słuchać tego co leciało ze sceny. Stąd też panelu z Loadingiem nie przesłuchałem do końca, ale jak już wrzucili materiał na jutuby, to czułem się jakbym słuchał zupełnie czegoś innego. Brakowało też trochę dynamiki w niektórych rozmowach, ale to akurat już nie zależało od sprzętu, a osób na scenie.
Poza tym stwierdzam, że Pixel Heaven się udało i warto było tam być. Pewnie w przyszłym roku też się wybierzemy, ale zastanawiam się czy przez to, co napisałem dwa akapity wyżej, to w ogóle wejdziemy ( ͡° ͜ʖ ͡°)
No Comments