Kiedy pod koniec 2021 roku testowałem motorolę edge 20 pro stwierdziłem, że to najlepsza Motka jaką do tamtej chwili miałem w rękach. I mimo tego, że minęło sporo czasu, to nadal mam do tego modelu spory sentyment. Nawet w chwili, gdy na testowym biurku pojawił się bezpośrednio następca, czyli motorola edge 30 pro. Sprawdziłem co potrafi i przyznam szczerze, że spodziewałem się więcej. Dużo więcej. I za mniej.
Jaka jest motorola edge 30 pro?
Motorola lubi eksperymentować w designie swoich smartfonów i dobrze to widać, gdy spojrzymy na motorolę edge 30 pro, a potem jeszcze zerkniemy na poprzednika. Do mnie trafiła w kolorze gwiezdnego pyłu, a przynajmniej to mi wychodzi, gdy Stardust White wrzucę w tłumacza. Obudowa ma coś w sobie, mieni się w kilku jasnych kolorach i przyjemnie odbija światło, ale według mnie bliżej jej do koloru perłowego z matowym wykończeniem niż czegoś co kojarzy się z kosmosem. Ale w przypadku edge 30 pro już nie chodzi o sam kolor, a fakt, że – według mnie – w ogólnym rozrachunku wygląda mniej flagowo niż edge 20 pro. Może to przez bardziej opływowe kształty, może to przez mniej rzucającą się w oczy wyspę z aparatami. Gdybym miał przed sobą obydwa smartfony i nic o nich nie wiedział, to wskazałbym na motorolę edge 20 pro jako model lepszy i z wyższej półki.
Nie oznacza to jednak, że testowana Motka nie jest flagowcem. Owszem jest, przynajmniej do czasu premiery najnowszej motoroli edge 30 ultra, która odbyła się 8 września. Świadczy o tym nie tylko topowy procesor Snapdragon 8 Gen 1, dopisek „Pro” w nazwie czy cena, która początkowo była na poziomie 3799 złotych. Ale też 5G, lepsza specyfikacja niż inne motorole czy wsparcie dla trybu ready for (pisałem o tej funkcji przy okazji testu moto g100), który jest zarezerwowany tylko dla tych najlepszych smartfonów. I do tego jeszcze bardzo szybkie ładowanie akumulatora jak to na flagowca przystało.
Mogę stwierdzić, że motorola edge 30 pro to smartfon wykonany porządnie i z należytym dopasowaniem wszystkiego co składa się na obudowę. Ale ponownie mam wrażenie, trzymając ten smartfon w dłoni, że tak mogą być robione smartfony ze średniej półki, a nie te, które w portfolio producenta są najwyżej. Dałbym sobie co nieco skrócić, ale jestem przekonany, że ramka nie jest metalowa i czuć to już przy pierwszym zetknięciu ze smartfonem. Taka powtórka z rozrywki, bo w motoroli edge 20 pro miałem bardzo zbliżone odczucia. Po prostu trzymając ten smartfon w dłoni wiemy, że są inne smartfony, które są zrobione lepiej. Tu jednak obudowa jest wyraźnie bardziej śliska, a aparaty wystają, ale jakby mniej. Choć to drugie może być związane z tym, że wysepka ma bardziej opływowy kształt.
Szanuję Motorolę za wyświetlacz, bo to jeden z niewielu producentów, który dba o równe ramki wokół ekranu. Nie od zawsze i tylko w najwyższych modelach, ale jednak. Wiecie, nie mierzyłem tego z dokładnością do jednego włosa, ale na moje oko góra i dół są takie same. Mogę się też z kimś założyć, że jest to ten sam wyświetlacz co w moto 20 edge i jeśli rzeczywiście by tak było, wcale nie świadczy źle o tym smartfonie. To 6,7-calowy panel OLED o świetnych kolorach, prawdziwej czerni i wysokiej jasności. Może maksymalnie pracować ze 144-hercowym odświeżaniem, a szybkość odświeżania dostosowuje się w ustawieniach (60 Hz, 144 Hz lub tryb automatyczny). Do tego dochodzi odpowiednia reakcja na dotyk i fakt, że ekran jest płaski, co znacznie ułatwia korzystanie z gestów.
Serio, ten ekran nie ma nic, do czego można byłoby się przyczepić, no chyba, że na siłę.
A propos jeszcze gestów. Nie wiem czy też tak macie, ale ja od kilku lat nie jestem już w stanie korzystać z przycisków ekranowych. Tylko gesty i przyzwyczaiłem się do nich tak bardzo, że nawet ten biały pasek (belka) przy dolnej krawędzi mi przeszkadza. W prywatnym vivo X70 Pro+ tego nie mam i jest pięknie. Tu motorola dogadała się z Google, mamy niemal czyściutki system Android i stąd między innymi ten pasek. Ale oczywiście dla niektórych jest to pierdoła i element, na który nie zwracają uwagi. Ważne jest to, że ów gesty działają tak jak powinny, za każdym razem i są wygodne, bo – jeszcze raz to powtórzę – ekran nie ma zaokrąglonych krawędzi.
Ale nie tylko gesty nawigacyjne są tu dobre. To co lubię w motoroli od kilku generacji to proste gesty, które ułatwiają nam korzystanie z funkcji smartfonu. Możemy potrząśnięciem telefonu włączyć lub wyłączyć latarkę, co jest szalenie przydatne. Nie musimy nic klikać, wybierać na ekranie, po prostu ruszamy energicznie telefonem i latarka świeci. Możemy też błyskawicznie włączyć aparat (dwukrotny obrót nadgarstkiem z telefonem w dłoni) czy zrobić szybki rzut ekranu trzema palcami. Działa też podzielenie ekranu i wystarczy przesunąć palcami po ekranie w lewo i potem w prawo. Trzeba przyznać, że to im wyszło i najważniejsze, że działa bez zarzutu, za każdym razem.
Pisząc jeszcze o systemie muszę wspomnieć, że jest tu Android 12 z aktualizacjami zabezpieczeń ważnymi na czerwiec. Nie przypomnę sobie teraz czy w trakcie testów pojawiła się jakaś aktualizacja oprogramowania. Nie mamy tu sporej ingerencji ze strony Motoroli. Raptem kilka aplikacji, dodatkowych funkcji i nic więcej. Cały system jest oparty na aplikacjach Google, co też jest w pewnym sensie dobre, bo nie mamy zdublowanych aplikacji (np. dwóch kalendarzy czy galerii). Osoba, która korzysta z apek i usług Google’a odnajdzie się w kilka chwil.
Android ma też lepsze możliwości personalizacji, gdzie możemy zmienić układ i kształt ikon, dostosować czcionkę, kolory czy całe motywy. Tak wiem, że część z tych rzeczy była już wcześniej, ale mam wrażenie, że teraz jest to bardziej ogarnięte, spójne i w jednym miejscu. Z początku nie mogłem się przekonać do belki systemowej i przycisków, ale taki design ma raczej więcej plusów. Jak przykładowo to, że jest czytelnie i łatwo pacnąć w odpowiednią opcję.
Motorola edge 30 pro działa zadowalająco dobrze. Połączenie czystego Androida z wysokim odświeżanie daje super efekty, ale czasami da się odczuć delikatne i niezrozumiałe spowolnienia. Nie są częste, ale jednak są, co nie powinno mieć miejsca. Nadal jednak jest to jedna z szybciej działających motoroli.
Jak dla mnie najważniejszą zmianą w specyfikacji jest bateria
Bateria nie dość, że jest większa, bo ma 4800 mAh, to jeszcze znacznie szybciej się ładuje. Maksymalna moc ładowarki sięga 68 W i według mojego testu baterii w niecałe 20 minut dobijemy do 70%. W niecałe pół godziny będzie 90%. Pełne naładowanie nastąpi po około 49 minutach, bo przy tych ostatnich 10% ładowarka znacznie zwalnia.
Istotne jest też to, że jest to pierwsza motka z szybkim ładowaniem bezprzewodowym (15 W) i 5-watowym ładowaniem zwrotnym. Oznacza to, że można korzystać z bezprzewodowych ładowarek. Na „plecki” motoroli można położyć jakiś zegarek, by też naładować go bezprzewodowo (oczywiście jeśli wspiera taką technologię).
Aparat jak to aparat w motoroli
O aparacie to ja za wiele dobrego napisać nie mogę. Jak to w motoroli, na papierze wygląda to cudownie, ale wystarczy zrobić kilka zdjęć i już wiemy, że aparat mocno odstaje. Nie tylko od wszystkich flagowców, ale też smartfonów z podobnej półki cenowej. A pewnie znalazłby się przynajmniej jeden, aktualnie znacznie tańszy, który pod kątem zdjęć i filmów radzi sobie lepiej (ekhm… edge 20 pro).
Mamy tu trzy aparaty z tyłu:
- 50 megapikseli z f/1.8, PDAF i OIS
- 50 megapikseli z f/2.2, szerokokątny (114 stopni), AF
- 2 megapiksele z f/2.4 jako aparat do głębi
Poniżej macie kilka przykładowych zdjęć i sami możecie ocenić ich jakość. Mnie od razu rzuca się w oczy to, że kolory na większości zdjęć są wyblakłe, bez odpowiedniego nasycenia i czasami przekłamane. Przykładowo, hala na jednym ze zdjęć na pewno nie była taka „żółta”. Zdjęcia są po prostu poprawne, ale tylko w dobrych warunkach oświetleniowych. Tryb makro jest i najlepsze rezultaty osiągniemy tylko w idealnych warunkach. Dla mnie jednak to tylko dodatek i znacznie bardziej brakuje tutaj teleobiektywu. A taki był przecież w poprzedniej motoroli.
Tryb makro:
Tryb normalny i nocny:
Jak dla mnie to solidny regres w stosunku do moto 20 edge i nawet sytuacji nie polepszy przedni 60-megapikselowy aparat, który radzi sobie trochę lepiej z selfiakami. Nie ma szans, by trzydziestką nagrać takie wideo z 5-krotnym przybliżeniem jakie udało mi się nagrać na Stadionie Narodowym podczas meczu Polski z Węgrami.
Co z tą motorolą?
Mam wrażenie, że Motorola trochę przespała ten smartfon albo pokazała go za szybko. Przypomnę, że różnica między dwiema generacjami to około pół roku. Owszem, jest trochę zmian, jest lepsza i szybciej ładująca się bateria czy pewniejszy aparat z przodu, ale tych zmian jest stanowczo za mało i nie są one aż tak istotne, by bez mrugnięcia okiem wskazać i polecić motorolę edge 30 pro. Nawet w promocyjnej cenie, która często jest poniżej trzech tysięcy złotych, bo tej „premierowej” nawet nie biorę pod uwagę, bo jest zbyt wysoka. Największym nieporozumieniem dla mnie jest aparat, który jest ewidentnie gorszy i wykastrowany niż w poprzedniku.
Czy kupić motorolę edge 30 pro? Nie. Lepszą decyzją będzie zakup motoroli edge 20 pro, którą często można znaleźć poniżej 2000 złotych. Widziałem ją nawet bliżej 1900 złotych w wersji 12/256 GB, a taka cena to sztos.
No Comments