W zasadzie poza tak zwanym „kundlem” od Amazonu, swego czasu, nie za bardzo orientowałem się w temacie. Zachciało mi się, a Kindle, mimo zalet wielu, jakoś mi nie podchodził. No, ale co wybrać, jak na rynku jest tego typu urządzeń wiadro i ciut? Rozglądałem się po sieci, rozglądałem się po sklepach. Czy coś znalazłem? W bólach i znoju (szczególnie doskwierał mi ból portfela) znalazłem, używam i nie marudzę, ale co się naprzebierałem, to moje. No i na co tak naprawdę należy zwrócić wybierając czytnik e-booków?

Wyświetlacz

Dostępne są tak naprawdę dwa rodzaje. E Ink, zwany też e-papierem i przaśne „zwykłe” LCD. Jedno i drugie ma swoje zalety, więc nie ma co wyrokować o wyższości pierwszego nad drugim. Z zalet e-papieru musowo trzeba wymienić czas życia na baterii. Jak się sprężyć, to i miesiąc wytrzyma. To ewidentna zaleta. Do wad trzeba włożyć czarno-białość treści i odświeżanie w tempie żółwia, ale jak mówiłem, co kto lubi. I odwrotnie, w przypadku LCD, można wyświetlać kolorowe treści, można i filmik obejrzeć, ale bateria dostaje za to tak popalić, że w sumie niewiele się to różni od zwykłego tabletu, czy smartfona.

Kindle / fot. Pixabay (xxolaxx)
Kindle / fot. Pixabay (xxolaxx)

Wygoda

Opasłe tomiszcza, trzymane w rękach w czasie czytania, to coś, co jest fajne, ale jakoś nie widzę Dzieł Zebranych Lenina czytanych w Intercity. Doświadczenie byłoby równie zacne, co miny współpasażerów, ale to nie o to przecież chodzi. Czytniki e-booków można dostać w różnych rozmiarach i z równie różnymi interfejsami. Najlepiej przed zakupem wybrać się do jakiegoś marketu i wziąć w łapkę to, co nas interesuje, bo się może okazać, że mamy łapy zwyczajnie za duże, albo za małe do konkretnego modelu. Takie prozaiczne sprawy, jak możliwość zmiany czcionki, czy jej wielkości też mają istotne znaczenie dla wygody użytkowania, a nie czarujmy się, o to chodzi przede wszystkim.

Czytnik e-booków / fot. Pixabay (Capucine)
Czytnik e-booków / fot. Pixabay (Capucine)

Funkcje dodatkowe

Czytnik czytnikiem, ale fajnie by było jakby jednak miał w sobie coś, co rozszerzy jego możliwości. Na przykład, są modele, które pozwalają na użycie zewnętrznych pamięci, w formie kart. Jak mamy pokaźną bibliotekę, to może się okazać, że to co w środku nie będzie wystarczające. Warto też wiedzieć, czy konkretny czytnik będzie nam czytał te formaty, które mamy, bądź które nas interesują. Jakby się trafił wynalazek, który nie zaczyta „pedeefa”, a domaga się tylko epubów, albo co gorsza swoich formatów, to zakup takiego może się okazać strzałem w stopę.

Pocketbook / fot. Pixabay (Capucine)
Pocketbook / fot. Pixabay (Capucine)

Do nocnego czytania może być niezbędne podświetlenie ekranu, a choć to trudne do uwierzenia, niektóre modele zwyczajnie tej funkcji nie posiadają. Są modele, które mogą posłużyć za czytnik audiobooków, bo oprócz pokaźnej pamięci, mają też wbudowany odtwarzacz plików audio i gniazdo słuchawkowe. Albo modele z aparatem fotograficznym, służącym do skanowania kodów kreskowych i ISBN-ów, żeby łatwiej było poukładać sobie cyfrową bibliotekę. Słowem, im więcej, tym lepiej, ale…

Budżet

Wiadomo, że każdy chciałby jak najlepiej, ale nie zawsze portfel pozwala. Ostatnia rzecz, na którą warto zwrócić uwagę, to oczywiście cena. Ameryki nie odkryję mówiąc, że czasem płaci się „podatek od znaczka” i choć czytnik (i każde inne urządzenia) nie oferuje za wiele, to kosztuje tyle co czasem dwa urządzenia marki nie tak znanej jak ta, którą rozważamy. Nie ma co wywalać fortuny na urządzenie, które nie daje nam tego, co jest nam potrzebne. Kupowanie z głową i po dobrej cenie zawsze pozostaje w cenie.

W artykule pojawił się link w ramach kampanii Ceneo

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *