Jakiś czas temu napisałem recenzję Starfielda. Najnowsze dzieło Bethesdy, mimo, że otrzymało ode mnie szalenie pozytywną opinię, to jednak na dłuższą metę zawiodło. Błędy, z jakimi borykaliśmy się jako gracze mają być w najnowszej, bo już majowej, czwartej aktualizacji, załatane i poprawione. Zaledwie osiem miesięcy zajęło. Znaczy, nie żebym narzekał, że coś zrobili, ale jakby mi teraz ktoś kazał do Starfielda wrócić, tylko po to, żeby zobaczyć zmiany, to jakoś średnio mi się to widzi. Co ta aktualizacja Starfielda zmienia?
Od samej premiery tego tytułu pokutuje stwierdzenie, kołaczące się w internetach, że gry, teraz, to w ogóle paździerz i nieszczęście. Żadna nie jest skończona, premiera zawsze za szybko, babol babola pogania i twórcy gier mają nas, graczy, konsumentów tak głęboko w poważaniu, że trzemy potylicą o uchyłek jelita grubego. Starfield, mimo najszczerszych chęci niestety potwierdza to z przytupem godnym pełnokrwistego, mazurskiego oberka. Bo patrzę na tę listę zmian, słucham miłych panów Joe Muellera i Istvana Pely’ego i zastanawiam się, dlaczego to wszystko, nie żebym nie doceniał, nie zostało zrobione na premierę?
A lista poprawek jest spora
Panowie posiłkując się onlinowym feedbackiem, bo tak teraz ładnie nazywa się bycie opieprzanym przez graczy na firmowym forum na początek stwierdzili, że fajnie by było, jakby gracze mieli trochę więcej szczegółów na mapach, z których korzystają w grze, w czasie przemieszczania się po różnych lokacjach. Nie spodziewałem się, że świadomość tego, by mapa w grze była jednak czytelna i użyteczna wymaga konsultacji społecznych, ale ej, nie narzekam. Teraz, po aktualizacji Starfielda ma być lepiej. Na mapie mają być widoczne szczegóły terenu, będą oznaczone istotne dla nas miejsca. Podobnie z miastami. Teraz będzie z daleka widać gdzie mamy iść i nie będzie trzeba uczyć się na pamięć lokacji, których, nie czarujmy się, nigdy więcej nie zobaczymy.
Dodatkowo, razem z tą aktualizacją dojdzie sporo opcji sprawiających, że rozgrywka będzie przyjemniejsza. Od takich bzdetów, jak generowanie nowych sejwów po wykonaniu szybkiej podróży czy odpoczynku, przez takie kwiatki jak modyfikacja obciążenia i pojemności ekwipunku, po ilość kredytów jakie będą mieli w kieszeniach sprzedawcy w sklepach, czy poziom trudności walki, czy to w statku, czy wręcz – według uznania. Dla mnie osobiście takie rozwiązanie to bomba i maść na ból jestestwa, jakie towarzyszyło mi w czasie gry w niedokończoną, choć premierową wersję.
Jednocześnie to powód do smętnych przemyśleń, na temat stanu gry na premierę. Nie trzeba by było dodawać nowych opcji, które pozwalają na mieszanie w poziomie trudności walki w kosmosie, gdyby, przed premierą, ktoś z włodarzy Bethesdy wpadł na pomysł, że może jednak wypadało by przed wydaniem gry ją zwyczajnie przetestować i ustawić trudność tak, by niewielu mogło narzekać. Jeśli teraz można będzie przed rozgrywką ustalić jaki poziom zdrowia będzie nam apteczka poprawiać, to świadczy tylko o tym, że wcześniej nikt o tym zwyczajnie nie pomyślał. A szkoda.
Dodali też, mimo wcześniejszych, teoretycznych ułatwień, poziom ekstremalnej trudności. Twierdzą, że zmusi to graczy do poważnego zwracania uwagi na to, co się w grze dzieje.
Moim zdaniem, ten fakt ma dwie przyczyny. Jedna z nich, to może faktycznie chęć utrudnienia tego tytułu, który już jest momentami nieprzyzwoicie trudny, choćby ze względu na wspomnianą przeze mnie w recenzji kulochłonność przeciwników. Druga, to chęć podlizania się fanatykom (z braku lepszego słowa) wszystkich Dark Soulsów i podobnych dziwactw, mających na celu przyprawić tych co mają wrażliwość nieco inną o udar krwotoczny ze złości. Jak naprawdę będzie, to nie mnie oceniać, ale jak mówią, że dadzą, to pewnie dadzą.
Z rzeczy ważnych, które zostaną dodane, a zaufajcie mi, to dla niektórych są rzeczy ważne, dojdzie tryb dekoracji statku. O ile kwestia kustomizacji i budowania sobie statku jest fajna i w ogóle, to teraz będzie można środek też znacząco przebudować. Od wstawienia sobie futurystycznego fotela po dupnięcie sizalowej wycieraczki w sralni. To co się dało w outpostach pomodzić, teraz będzie można na statku. W ramach przydatności ja osobiście kwalifikuję to gdzieś między drapaczką do jaj sąsiada a codzienną kolonoskopią. Zdecydowanie nie dla mnie, ale pewnie jakiś ktoś się w tym trybie zakocha bez pamięci.
W ramach nowej gry będzie się dało przespecować całą postać, z modyfikacją wyglądu włącznie. Miło w sumie.
Oczywiście nie zabrakło informacji, że update jest też stworzony z myślą o użytkownikach Xboxów, którzy teraz będą mieli możliwość wyboru, czy zależy im na wydajności, czy jednak śliczne widoczki są dla nich ważniejsze. Szczerze, jako, że ogrywałem wersję pecetową, to nie wiem jaki był limit klatek, ale teraz będzie można ustawić docelowe 60fps.
Rewolucyjną zmianą jest możliwość wyłączenia kamery bethesdowych dialogów
Teraz będzie się dało rozmawiać z enpecami bez tego, jakże charakterystycznego zoomu na twarz rozmówcy. I dobrze, bo czasem bywało i śmieszno i straszno. W ramach tego samego pakietu ułatwień rozgrywki doszły zakładki w ekwipunku, dzięki którym będzie łatwiej operować dość koślawym menu, bo teraz będzie wiadomo skąd i co sprzedajemy i kupujemy. Niewielka zmiana, ale może faktycznie wpłynąć na jakość doświadczenia z gry.
I na koniec – kto czytał recenzję wie, że narzekałem na brak pojazdu, który ułatwiłby życie. No i okazuje się, że nie tylko ja narzekałem, bo pochwalili się też, że pracują, dopiero teraz pracują, nad hulajnogą czy innym łazikiem, który sprawi, że po mapach (tak, nadal niewielkich) będzie można się poruszać trochę szybciej niż z buta. Życie w przyszłości nigdy nie było łatwiejsze.
Aktualizacja Starfielda. Tylko czy nie za późno?
Trochę mnie zagotowało, że to, co powinno było się znaleźć w pierwotnej wersji Starfielda wychodzi dopiero teraz. Świadczy to tylko i wyłącznie o tym, że gra mogła spokojnie jeszcze z rok spędzić w produkcji i nie dostalibyśmy na wpół surowego dewolaja, tylko danie, jakie powinno zadowolić najwybredniejsze podniebienia. No cóż, gracze, mimo, że właśnie wybredni, mają najczęściej pamięć złotej rybki i te wszystkie nie podokończane Cyberpunki, Starfieldy i inne „kolowduty” jednak na dłuższą metę nie robią różnicy. Osobiście – raczej nie namówią mnie do powrotu.
No Comments