Miałem kilka urządzeń Natec w rękach i dobrze wspominam taki zestaw jak Natec Octopus, który pomimo kilku minusów (tak, na ciebie patrzę klawiszu Win!) sprawdził się w typowo biurowych warunkach. Od ponad tygodnia mam na swoim biurku klawiaturę Natec Porifera. I nie jest tak, że ona sobie tam tylko leży. Korzystałem z niej codziennie po kilka godzin i co ważniejsze, napisałem na niej recenzję, którą właśnie czytacie. I jest to idealny moment, by coś więcej o tej klawiaturze napisać.
Od kilku lat korzystam z klawiatury Logitech MX Keys w duecie z myszą MX Master 3 i (trochę wyprzedzając podsumowanie testu Porifery) prawdopodobnie taki układ nie zmieni się do czasu, aż pojawią się bezpośredni następcy tego zestawu. Ale jak trzeba, to trzeba i czasami taki zestaw na jakiś czas ląduje w szafie, a na jego miejsce wchodzi coś testowego. W tej sytuacji razem z tytułową klawiaturą Natec Porifera testuję też mysz Genesis Zircon 660 Pro, ale o gryzoniu napiszę więcej w osobnej recenzji (odsłaniając trochę karty mogę napisać tylko tyle, że jest zaskakująco dobrze). Porifera zainteresowała mnie szczególnie tym, że jest najdroższą, ale jednocześnie najbardziej funkcjonalną klawiaturą jaką kiedykolwiek Natec pokazał. I klawiaturą, która pokazuje, że ta firma robi coraz lepsze rzeczy, których nie musi się wstydzić.
Czy Natec Porifera jest… gąbką?
Nagłówek tego akapitu może was zaskoczyć, ale już tłumaczę o co chodzi i skąd wzięło się u mnie takie porównanie. Otóż, pierwsze co wyskoczyło mi w googlowej wyszukiwarce po wpisaniu słowa „Porifera” nie była wcale klawiatura, a gąbki, czyli zwierzęta bezkręgowe zamieszkujące morza i tworzące rafę koralową. Nie wiem, czy ktoś z Nateca czymkolwiek tutaj się sugerował, ale ja mam przynajmniej dwa powody, dla których określenie gąbki idealnie pasuje do tej klawiatury. Pierwszy, gdy podniesiemy klawiaturę na nóżkach, ewidentnie brakuje jej trzeciego punktu podparcia, przez co Natec Porifera mocno ugina się na środku. Oczywiście nie dzieje się to podczas pisania, ale jeśli przyłożymy palec mocniej w pobliżu klawisza F8, to od razu zauważymy gibkość konstrukcji. Drugi z kolei dotyczy podkładki pod nadgarstki, która jest odpowiednio sprężysta, miękka i co tu dużo mówić – gąbczasta.
Ale to, że klawiatura w centralnej części się ugina, wcale nie oznacza, że jest źle wykonana. Uginanie to kwestia projektowego niedopatrzenia. Klawiatura w większości jest zrobiona z tworzywa sztucznego, dobrze spasowanego i minimalnie skrzypiącego przy mocniejszym dociskaniu. Przy czym naprawdę trzeba wziąć klawiaturę w ręce, by wydała z siebie jakieś niepokojące dźwięki. A umówmy się, kto poza jakimś nadgorliwym testerem robi takie rzeczy. Ogólnie Natec Porifera może się podobać, bo ma prosty, nienachalny i nowoczesny wygląd, a to wszystko przekłada się na to, że jest po prostu ładna.
Owszem, chciałbym tutaj metalową obudowę, co rozwiązałoby większość powyżej wspomnianych kwestii, ale jednak to nie ta półka co Logitech MX Keys. Te dwie klawiatury dzieli naprawdę sporo.
Natec Porifera jest wykonana z takiego tworzywa, na którym bardzo szybko pojawiają się tłuste zabrudzenia, czasami mniej lub bardziej widoczne. I to nie jest tak, że najpierw wciągnąłem kubełek z kawałkami kurczaka, a zaraz po tym usiadłem do komputera. Nic z tych rzeczy, po prostu „ten typ tak ma” i po kilkunastu minutach widać, że trochę paluchów na klawiszach się odbiło. Na szczęście, jeszcze, są to ślady, które łatwo wytrzeć, ale jak ta klawiatura będzie wyglądać za pół roku, tego nie wiem.
Mam problem z ergonomicznością tej klawiatury
Natec twierdzi, że jest to klawiatura ergonomiczna, która daje przyjemność z pisania, niweluje ból nadgarstków i zmęczenie, a do tego zwiększa efektywność pracy o nawet 30%. Otóż, tak i nie. Wyobrażając sobie typową klawiaturę ergonomiczną mam przed sobą klawiaturę, która wygląda tak jakby ktoś kichnął podczas projektowania albo przynajmniej krzywo siedział i tak jakoś wyszło. A już zupełnie poważnie, klawiatura ergonomiczna ma wyraźnie uniesioną ramę (czytaj: ma większą „falę”), jest bardziej zaokrąglona u dołu i najważniejsze, między F6, a F7 jest linia podziału klawiszy na dwie grupy, które są ułożone tak, by bardziej pasowały pod naturalne ułożenie dłoni. Jednym zdaniem – ergonomiczna klawiatura wygląda zupełnie inaczej niż Natec Porifera. I dlatego też, w mojej ocenie, nazywanie jej ergonomiczną, jest pewnym nadużyciem.
Nie jest jednak tak, że na klawiaturze Porifera pisze się niewygodnie. Wręcz przeciwnie. Klawiatury używałem przeszło dwa tygodnie, często przez kilka godzin i ani razu nie czułem dyskomfortu. Z pewnością te drobne zmiany względem klasycznej klawiatury są na plus, ale dużo daje też tutaj wspomniana wcześniej podkładka pod nadgarstki. Ta jest specjalnie wyprofilowana, zadowalająco miękka, nie odkształca się, a pod spodem ma coś na wzór bardziej sprasowanego weluru. Trzyma się klawiatury dzięki trzem magnesom i na tyle mocno, że nie opada nawet podczas przenoszenia.
Na Natec Porifera pisze się szybko i bardzo wygodnie, ale też trochę twardo, a klawiatura przypadnie osobom, które bardziej preferują niski skok klawiszy. Tutaj klawisze mają niski profil i nie są zbyt głośne. Jedyne co może przeszkadzać to jeszcze „twardsza” w odczuciu i głośniejsza spacja.
Układ klawiszy jest bardzo klasyczny, ale trafiło się kilka „kwiatków”.
Klawiatury używałem cały czas w pozycji podniesionej, bo bez rozłożonych nóżek klawiatura sprawia wrażenie, jakby nie leżała na płasko, a była pochylona bardziej w stronę monitora. Patrząc na układ klawiszy można określić go klasycznym, gdzie mamy osobne przyciski strzałek, osobny blok numeryczny, a rząd klawiszy funkcyjnym (które mają też funkcje multimedialne) jest o połowę niższy. Mamy też mały, jednorzędowy Enter.
Totalnym nieporozumieniem są z kolei dwa przyciski między prawym Altem i Ctrl. Ktoś wpadł na pomysł, że idealnym miejscem dla przyciski zmiany podświetlenia będzie to obok prawego Alta. A zaraz obok niego dorzucimy jeszcze klawisz przestawiający język klawiatury. Tak, w tym momencie możecie wyświetlić sobie tego mema z eksplodującą głową typa w okularach. Nawet nie zliczę ile razy przez kilka pierwszych dni zamiast wpisania litery z ogonkiem lub kreską… zmieniałem podświetlenie.
Piszczy, piszczy, nie można popisać
Teraz nadszedł czas na kilka słów na temat funkcji klawiatury. A propos tego podświetlenia. Są trzy poziomy, podświetlenie jest w kolorze białym i podświetlone są nie tylko znaki na klawiszach, ale też obrys klawiszy. I z tym podświetleniem jest coś nie halo, bo na pierwszym i drugim poziomie jasności klawiatura wydaje z siebie dziwny, piszczący dźwięk. Dopiero ustawienie najwyższej jasności niweluje ten dźwięk.
Klawiatura Natec Porifera jest bezprzewodowa (jakbyście jeszcze się nie zorientowali) i może działać na nano-odbiorniku USB (2.4 GHz) lub po Bluetooth. Co więcej, jeśli połączymy ją z jednym komputerem po USB i jeszcze z dwoma innymi urządzeniami po Bluetooth, to będzie można obsługiwać te trzy urządzenia jednocześnie, przełączając się między nimi „w locie”. Funkcja ta jest przypisana do klawiszy Q, W i E, a żeby przełączyć się na konkretne urządzenie trzeba wybrać jeden z tych klawiszy razem z klawiszem Fn. I co ciekawsze, rzeczywiście to sprawnie działa, czego się nie spodziewałem.
Nie jestem w stanie określić w jakim stopniu klawiatura była naładowana po wyjęciu z pudełka, ale w trakcie tych dwóch i pół tygodnia akumulator w tej klawiaturze musiałem ładować tylko raz. Wychodzi więc na to, że będzie trzeba podłączać ją do ładowarki maksymalnie dwa razy w ciągu miesiąca. Natec Porifera ma USB-C, które umieszczono na prawej krawędzi, tuż pod przyciskiem zasilania. Fajnie, że mamy symetryczną wtyczkę, ale byłoby lepiej i wygodniej, gdyby port znajdował się na górnej krawędzi. Dobrze chociaż, że w zestawie dołączyli przewód USB z kątową wtyczką. Z klawiatury możemy korzystać też po kablu i w trakcie ładowania (tak, musiałem to napisać, bo nie zawsze jest to takie oczywiste).
Byłaby to bardzo dobra klawiatura, ale do 200 złotych
Natec Porifera to taki typowy produkt tego producenta – w trakcie testów pojawiło się kilka niedoskonałości, ale ostatecznie urządzenie sprawdziło się i generalnie wywołuje bardzo dobre wrażenie. Moim zadaniem jest to, by sprawdzić (w tym przypadku) taką klawiaturę najlepiej jak to możliwe i być może wychwycić takie rzeczy, na które zwykły użytkownik mógłby nie wpaść.
Jak już wspomniałem, ja z tej klawiatury korzystałem dzień w dzień przez ponad dwa tygodnie, pisząc między innymi tę recenzję. Czułem się dobrze, pisało się dobrze, choć takie upierdliwości jak przycisk od podświetlenia mocno wrył mi się w głowie. Muszę też napisać, że według mojej oceny nie jest to klawiatura ergonomiczna, ale ten fakt, w ogóle jej nie przekreśla. Wręcz przeciwnie, może okazać się bardzo dobrą klawiaturą biurową, która ma podświetlenie, kilka przydatnych funkcji i dobrze się prezentuje.
Cena? Na oficjalnej stronie wyceniono ją na 249 złotych. Dużo i mało jednocześnie. Gdyby jednak trafiła się jakaś promocja i nie byłoby dwójki z przodu, cena byłaby bardziej adekwatna.
Mocne strony
- Ładna, smukła, nowoczesna i dobrze wykonana
- Podświetlenie klawiszy
- Wygodna podpórka pod nadgarstki w zestawie
- Względnie cicha podczas pisania
- Dwa tryby pracy - USB 2.4 GHz i Bluetooth
- Dobry czas pracy na baterii
- Ładowanie przez USB-C
- Obsługa maksymalnie trzech urządzeń
Słabe strony
- Dyskusyjna ergonomia
- Klawisz do zmiany podświetlenia w nieprzemyślanym miejscu
- Dziwne piszczenie przy włączonym podświetleniu
- Dźwięk spacji inny niż pozostałych klawiszy
- Mimo wszystko wysoka cena
No Comments