Wiecie co jest człowiekowi spędzającemu przy kompie stanowczo za wiele godzin całkowicie niepotrzebne? Ból nadgarstka. Tego bólu nadgarstka nie ma jak używa się takiej myszy jak Natec Crake 2, przynajmniej w teorii.
Podobnie jak z demokracją, z myszami nie ma lekko
Nie jest to może najlepszy system jaki jest, w sensie sterowania ustrojstwem jakim jest komputer, ale w sumie jak na razie lepszego wymyślić nie miał kto, więc dziwnym nie pozostaje, że szukamy rozwiązania tego jakże nabrzmiałego problemu. No i jakiś cudak, jak mi wikipedyja podpowiada, jeszcze w latach zamierzchłych, kiedy po ziemi biegały niepodkręcone Celerony wpadł na pomysł, żeby siły działające na nadgarstek ciut poprzekładać i ustawić rękę w pozycji trochę bardziej zbliżonej do anatomicznej. Czy się mysz pionowa przyjęła? Nie czarujmy się, nie przyjęła, ale zapadła w pamięć dostatecznej liczbie osób, żeby przez lata przewijały się pojedyncze modele.

Czy do myszy pionowej można się przyzwyczaić?
No i trafiło do mnie, wieki temu urządzenie pionowe. Nie, nie bohater tego tekstu. Inne. I pierwsze co zrobił pionowy gryzoń to poszedł do szuflady, z kwiecistym komentarzem ode mnie, że takie wynalazki, to potrzebne są jak malinka na hemoroidzie. No, ale stało się niestety, że jakiś czas później, stworzenie dumnie nazywane przez moją fantastyczną małżonkę psem, zeżarło mi, bez wstydu i krzty empatii, gryzonia, jakim posługiwałem się w codziennym klikaniu. Chciał, nie chciał, trzeba było odkopać wynalazka , bo nic innego w domu nie było, a level się sam przecież nie wbije.
No i przepadłem. Po kilku minutach przyzwyczajania się do nowej pozycji nadgarstka, a przecież starą pozycję oćwiczoną miałem przez ostatnie ponad 30 lat, mogłem z pełną świadomością powiedzieć: Gruby się nawrócił!

Nie umiem ubrać w słowa cenzuralne tego jak szybko przyzwyczaiłem się do nowego trybu działania myszy. Kilka minut. Nie żartuję. Do tego stopnia jestem zaskoczony, że po dziś dzień przyłapuję się na tym, że w pracy etatowej, gdzie, o zgrozo, siedzę przy komputerze, sięgając po mysz, dłoń ustawiam automatycznie w pozycji idealnej dla gryzonia pionowego. Kto by pomyślał, że tak szybko się przestawię? Dlaczego o tym piszę? Właśnie ze względu na moje własne uprzedzenia, jakie miałem w stosunku do takiej konstrukcji. No cóż. Trzeba czasem odszczekać to, co się wydawało.
Co potrafi Natec Crake 2?
I w zasadzie ta ergonomiczność, o której pieję od początku to jedyne, co tak naprawdę wyróżnia tę mysz z całego wiadra innych gryzoni. Wykonana z przyjemnego matowego plastiku, mimo różnicy w sposobie chwytania raczej z ręki nie wyskakuje. I w zasadzie tyle. No może jeszcze kolory, bo są trzy: czarny, biały i fioletowy. Jak skupić się na reszcie, to nie ma za wiele wyróżników. Dwa przyciski główne, dwa boczne, rolka, przycisk zmiany DPI – czyli to, do czego przywykliśmy przez lata. Natec Crake 2 oferuje cztery poziomy DPI: 800, 1200, 1600 i 2400. Przełączanie – klik – i gotowe. Sprawdza się bardzo dobrze, zarówno przy graniu, jak i precyzyjniejszych czynnościach, że tak pozwolę sobie zażartować. Nie, nie jest to mysz gamingowa, ale jak się przyzwyczaić, to spokojnie można sobie w ulubioną grę pyknąć partyjkę albo dziewięć.

Sensor też nie odstają przesadnie od rynkowych standardów, ale tych w myszach biurowych. Zastosowano tu sensor PixArt PAW3212, stosowany w najtańszych i mało wymagających myszach. Na szybie nie testowałem, bo szyby do testów nie mam, ale na kilku różnych biurkach (i filmu też, bo Krzychu sprawdził) dawał radę. Najwygodniej rzecz jasna z podkładką. Nie mam się czego przyczepić. Dla tych co szukają bardziej technikaliów, współczynnik LOD w Natec Crake 2 wynosi nie więcej niż 1,2 mm. Po podłożeniu jednej płyty DVD sensor reaguje na ruch, ale z wyraźnym szarpaniem i spadkiem płynności.
Na spodzie trzy ślizgacze i z nimi w sumie to wynikła ciekawa sprawa. Jak wyjąłem mysz z pudełka, to były oklejone naklejkami z poleceniem „zdejmij mnie na już, ale już”. Jakoś mało się przejąłem poleceniem i korzystałem z niej w testach w formie zalepionej. Potem, dla dziennikarskiej dokładności rzeczone nalepki zdjąłem i… mysz chodzi inaczej. Wyraźnie sprawia wrażenie, jakby stawiała większy opór. A powinno być odwrotnie, nie? Jako fan metalowych ślizgaczy, tych za idealne nie uważam, ale sprawdzają się dobrze, nie rysują się przesadnie, więc po raz kolejny, porządnie tak, jak można się po myszce spodziewać.

Łączność. No tutaj zaskakuje. Pozytywnie zaskakuje. Natec Crake 2 można podłączyć do trzech urządzeń na raz.
Obsługuje połączenie bezprzewodowe przez odbiornik USB 2,4 GHz, oraz Bluetooth w wersjach zarówno 3.0 jak i 5.2. Przeskok między trybami banalny, wystarczy zapstrycznik na spodzie myszy wdusić i działa jak ta lala. Ładne malutkie ledziki pod przełącznikiem pozwalają łatwo zidentyfikować tryb w jakim mysz zostawiliśmy.
Zasilanie odbywa się za pomocą jednego „paluszka” AA. Wiem, wiem, sporo myszy na rynku przeszło wieki temu na wbudowane w mysz akumulatorki, ale tutaj nie ma tragedii i jak się przyjrzeć, to ma to też swoje zalety. Nie trzeba czekać, aż się naładuje, tylko myk i po bólu. Do opakowania oczywiście jest dołączona bateria marki bateria, ale ta, w ramach normalnego używania okołobiurowego zdechła po trzech dniach. Nie spodziewałem się cudów po typowym „nołnejmie”, jakie zwykle są dołączane do takich urządzeń. Naprawdę, ale jakoś niesmak w dziobie został, bo producent zarzeka się, że na jednej baterii to miesiącami można pracować. Ja w czasie testów baterie, takie prawdziwe, poza fabryczną, zajechałem dwie. Niestety praca w trybie Bluetooth zagryzła najtańsze marketowe ogniwo w kilka tygodniu. Teraz druga, podobna, na 2,4 GHz działa równie długo i jak na razie końca nie widać.

Dla kogo Natec Crake 2 w ogóle jest? Osobiście uważam, że dla każdego
Ergonomia w mojej opinii to jeden z najważniejszych aspektów, na które trzeba zwrócić uwagę. Wymaga przyzwyczajenia, to nie ulega wątpliwości, ale sam jestem przykładem, że jak już „wejdzie”, to nie chce wyjść. Porządnie zrobiona, bez skrzypień, luzów i domieszek stopu „badziewium” w konstrukcji. Po prostu porządna mysz. Bez fajerwerków, ale wstydu nie ma. Przed zakupem, a cena jest naprawdę przystępna, bo niecałe 60 polskich nowych złotych, trzeba musowo przetestować. Mnie praca w pionie podeszła tak bardzo, że sam jestem zaskoczony, ale to na pewno nie jest coś, do czego każdy będzie chciał i umiał przywyknąć.
Sprzęt do testów dostarczył producent w ramach współpracy barterowej. Nikt w najmniejszym stopniu nie miał wpływu na treść tego tekstu i naszą opinię.
Mocne strony
- Kształt zmniejsza obciążenie nadgarstka
- Możliwość pracy w trzech trybach
- Wymienna bateria dla niektórych
- Porządne wykonanie
- Cena
Słabe strony
- Da się grać, ale opcji dla graczy brak
- Kształt wymaga przyzwyczajenia
- Wymienna bateria dla niektórych
No Comments