Zawsze, gdy pojawiały się najnowsze „Galaktyki” chciałem w pierwszej kolejności sprawdzić najlepszą wersję, czyli tą z Ultra w nazwie. W przypadku serii Galaxy S25 jest zupełnie odwrotnie, bo trafił do mnie najpierw ten najmniejszy – Samsung Galaxy S25. Powody są przynajmniej dwa. Pierwszy, akurat taka sztuka była jeszcze dostępna do testów. Drugi jest taki, że po kilku miesiącach z Pixelem 9 Pro jakoś odzwyczaiłem się od dużych smartfonów. Jakim smartfonem jest Galaxy S25? Z pewnością małym, ładnym i szybkim. Co jeszcze?
Najnowsze smartfony Galaxy S25 nie miały rewelacyjnego przyjęcia
Jak pisałem w pierwszych wrażeniach z premiery, ważnych zmian, szczególnie w sferze sprzętowej, jest niewiele. Można je wymienić na palcach i wcale nie potrzeba do tego dwóch sprawnych rąk. Dlatego też zastanawiałem się, czy ten smartfon mnie czymś jednak zaskoczy, a ja znajdę coś, czego na pierwszy rzut oka i po kilku przedpremierowych godzinach zabawy nie dało się wyłapać. I nawiązując do pewnego viralowego filmiku, tak średnio bym powiedział, tak średnio, choć to wcale nie oznacza, że Samsung Galaxy S25 to zły smartfon.
Samsung Galaxy S25Zacznę od wyglądu. Gdyby nie dodatkowe obwódki wokół aparatów i wypłaszczona, bardziej kanciasta ramka, ciężko byłoby odróżnić Galaxy S25 od poprzednika, czyli Galaxy S24. Nawet z bliższej odległości smartfony w wielu aspektach są nie do odróżnienia i naprawdę trzeba w tym siedzieć, by bezbłędnie rozpoznać model smartfonu. Od przodu są identyczne. Od tyłu niemal też, bo nawet dioda doświetlająca jest w tym samym miejscu. Mamy wspomniane okręgi aparatów, które były gorącym tematem zaraz po premierze, gdy jeden z tych jutuberów co się nad sprzętem znęca, wziął je i oderwał. I wcale nie tak łatwo. Niczego i nikogo tutaj nie tłumaczę, ale jak ktoś bardzo chce, to sobie wiadomo co i wiadomo gdzie złamie. Nikt specjalnie takich rzeczy nie robi i spokojnie, same te otoczki nie odpadną, nawet jakbyśmy mocno chcieli (nie żebym próbował).
Samsung Galaxy S25Samsung Galaxy S25 to porządnie zaprojektowany smartfon i zrobiony z dbałością o każdy milimetr obudowy, ale byłbym mocno zaskoczony, gdyby w tej klasie sprzętu i u takiego producenta było inaczej. Można śmiało stwierdzić, że jest ładny, minimalistyczny, schludnie zaprojektowany, a z przodu panuje symetria. Nie wygnie się choćby ktoś się miał zapierać nogami. Czy jest praktyczny? Jeśli wziąć pod uwagę ułożenie przycisków, głośników czy miejsce na ekranie, gdzie jest czytnik biometryczny, to tak. Jeśli jednak spojrzymy na obudowę to nie do końca, bo nawet w tak jasnym modelu widać denerwujące smugi i maziaje, a ułożenie aparatów sprawia, że smartfon chybocze się na płaskim.
Samsung strasznie zachowawczo podszedł do Galaktyk w tym roku, bo trzeci raz z rzędu dostajemy niemal taki sam smartfon.
Tak naprawdę jest to kolejny lifting tego, co widzieliśmy w Samsungu Galaxy S23. Jedni powiedzą, że spoko, nie potrzeba rewolucji, ale ja widzę tu lekką drętwotę, jakby Samsung nie miał pomysłu na swoje smartfony i w kwestii designu stał od kilku lat w miejscu. Ale ej, Apple ma pokazać odmienionego iPhone’a 17, więc jest szansa, że następny Galaxy też będzie zupełnie inny ( ͡° ͜ʖ ͡°). I jest jeszcze jedna rzecz. Trzymając Galaxy S25 w dłoni nie czuję już, że jest to smartfon premium. A dostrzegłem to, gdy testując ten smartfon, raz na jakiś czas brałem do ręki prywatnego Pixela czy iPhone’a. Fakt, Galaxy S25 jest smuklejszy i przede wszystkim mniejszy (co czyni go jednym z ciekawszych małych flagowców), ale mimo wszystko odczucia były jednoznaczne i to właśnie Pixel 9 Pro sprawiał wrażenie lepiej wykonanego, z lepszych materiałów i takiego przyjemnie cięższego, jeśli wiecie o co mi chodzi.
Samsung Galaxy S25Dostępne kolory też są jakieś takie bezpłciowe i bez wyrazu w tej generacji. Nie ma ani jednego koloru, który w pełni by mi pasował. I to nawet nie chodzi o kwestię gustu, a na przykład to, że kolor czarny, zazwyczaj zestawiany z czymś klasycznym, od teraz zalicza się do kolorów ekskluzywnych. Dziwna decyzja. Dostałem do testów egzemplarz w kolorze zielonym, który jest znacznie bladszy niż na grafikach w sklepie, mieni się pod różnym kątem i czasami wpada w odcienie szarego.
Największą zmianą w Galaxy S25 jest One UI 7.0. To dobrze i źle jednocześnie
Wiele się zadziało w nakładce Samsunga na przestrzeni lat i w przypadku najnowszej serii smartfonów znowu zrobili kolejne dwa kroki do przodu. I wygląda na to, że ani jednego do tyłu. Wiem, że to może zabrzmieć nieco infantylnie, ale to najlepsze One UI jakie Samsung zrobił do tej pory. Nie będę skupiał się na kwestiach personalizacji całej nakładki jak zmiany układu czy wyglądu ikon, bo to jest już na takim poziomie, że można robić z tym niemal wszystko. Nakładka jest już bardzo funkcjonalna, nowoczesna i spójna wizualnie.
Samsung Galaxy S25Wreszcie zmiany wizualne przekładają się na praktyczne zastosowania, a przykładem tego do razu jest gruntownie przebudowany panel szybkich ustawień. Jest czytelny, estetyczny i bardziej przyjazny w obsłudze. Wszystkie sekcje możemy ustawić pod siebie i wybrać te przełączniki funkcji, które nas interesują. Działa to trochę na zasadzie widgetów. Jedyne do czego mogę się przyczepić jest to, że ściąganie belki z ustawieniami działa blisko prawego górnego rogu. Fajnie byłoby, gdyby cała przestrzeń na prawo od aparatu była odpowiedzialna za szybkie ustawienia, a na lewo, za powiadomienia.
Samsung Galaxy S25 – Panel szybkich ustawieńZmienił się też zasobnik z zainstalowanymi aplikacjami, który domyślnie jest w formie pionowej przewijalnej listy z wyszukiwarką u dołu ekranu. Wpływa to na wygodę obsługi, szczególnie jeśli spojrzymy na znacznie większego Galaxy S25 Ultra. W przypadku Galaxy S25 obsługa w jednej dłoni jest jak najbardziej możliwa, nawet jeśli nie korzystamy z trybu usługi jedną ręką (który według mnie jest jednym z lepiej zaprojektowanych tego typu trybów na rynku). Lista z aplikacjami jest teraz zbliżona do tego co mamy w czystym Androidzie, ale Samsung pozostawił opcję „starego wyglądu” jeśli zamiast listy chcemy nadal korzystać z aplikacji z podziałem na strony. Wiele samsungowych aplikacji zostało przebudowanych i generalnie można napisać, że wszystkie te zmiany wpłynęły na wyższą przyjemność korzystania z funkcji telefonu.




Programowymi nowościami są Now bar i Now brief, czyli odpowiednio dodatkowy pasek na ekranie blokady z dostępem do wybranych funkcji i „wszystkomający podsumowywacz” dnia. I szczerze? Fajnie, że pojawiło się coś nowego, ale przez kilka tygodni testów nie napisałbym, że często z tego korzystałem. Nie dlatego, że nie chciałem, ale po prostu nie musiałem. O ile Now bar przydał się, by wznowić odtwarzanie podcastu czy zerknąć, ile czasu telefon jeszcze potrzebuje, by naładować się do pełna, gdy odłożyłem go na ładowarkę, to podsumowanie dnia nie sprawiło, że poczułem się bardziej produktywny. Nie potrzebowałem informacji o poziomie energii i tym, czy dobrze spałem, bo sam po przebudzeniu wiem jak było, a skrót do pogody mam na ekranie głównym i informacja o konkretnej godzinie zachodu słońca jest mi po prostu zbędna. Now Brief docelowo ma zawierać proponowane treści i działania (np. spotkania z kalendarza, informacje o aktywności i podobne), które dopasowane są do użytkownika i być może w dłuższej perspektywie będą bardziej przydatne.
Nowe Galaxy to też ulepszone funkcje AI, a przynajmniej tak twierdzi Samsung
Ok, o ile według mnie i nie tylko mnie AI popsuło możliwości aparatu (nadal uważam, że Galaxy S23 Ultra miał najlepsze 10-krotne przybliżenie), tak w innych kwestiach sprawdza się co najmniej bardzo dobrze. Ja najczęściej wykorzystywałem te funkcje do dwóch rzeczy. Do streszczania ewidentnie zbyt długich artykułów żeby wychwycić z nich najważniejsze informacje, jak przykładowo to, kiedy do streamingu trafi Vaiana 2 (zrzut ekranu poniżej). Równie celnie AI sprawdzało się przy rozpoznawaniu obiektów na grafikach i w moim przypadku bezbłędnie wskazywało model telefonu na zdjęciu z ogłoszenia, ale to działało już dobrze na Galaxy S24.






Galaxy AI można też wykorzystać do edycji zdjęć jeśli chcemy przesunąć jakiś element na zdjęciu albo wygenerować grafikę na podstawie własnego szkicu, do podsumowania i organizowania notatek czy też do transkrypcji zapisków głosowych. Są też funkcje związane z tłumaczeniem zawartości stron internetowych, ale też tryb rozmowy, który jest bliźniaczo podobny do tłumacza Google.
Mam tylko tutaj jeden problem z tym wszystkim. Żyjemy w dziwnych czasach, gdzie niemal każda nowa funkcja musi być AI, bo jeśli nie jest AI, to nic nowego i nie warto się nią interesować. Przecież większość tych funkcji albo była już wcześniej (może w nie tak rozbudowanej formie, ale była) i wcale nie musiałaby być wrzucona do jednego worka nazwanego Galaxy AI.
Pobawiłem się też sztuczną inteligencją przy usuwaniu elementów ze zdjęcia i tu byłem pod sporym wrażeniem, jak dobrze to działa. Co jest ciekawe, ale przerażające zarazem.
Pierwsze zdjęcie to oryginał – pół twarzy zasłonięte pilotem. Chciałem usunąć pilot i wystarczyło raptem kilka kliknięć, by tak się stało, a wygenerowana część twarzy była na tyle wiarygodna, że osoba, która mnie nie kojarzy, raczej nie zobaczy, że coś było modzone na zdjęciu. Zastanawiałem się też, co się stanie, gdy będę chciał usunąć siebie ze zdjęcia, zostawiając tylko pilot. No i tu parsknąłem śmiechem tak, że musiałem wycierać telefon, bo nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem i co możecie zobaczyć wy na trzecim zdjęciu poniżej.



A tu jeszcze jeden przykład z usuwaniem obiektu ze zdjęcia. Zwróćcie uwagę jak dobrze zostały wygenerowane liście, które były za telefonem. Wyszło to naprawdę bardzo realistycznie i co ważne, takie rezultaty były bardzo powtarzalne.


I jeszcze jedno. Nie trudno też zauważyć, że One UI 7.0 już na starcie ma mocny vibe macOS i ekran konfiguracyjny z wyborem języka jest bliźniaczo podobny do tego jaki widziałem, gdy konfigurowałem swojego MacBooka Air. Nie chcę być tutaj uszczypliwy, ale ktoś tam szukał inspiracji u Appla albo miał w kieszeni iPhone’a. I nie piszcie w komentarzach, że tak nie mogło być. Wydaje mi się, że usprawnili cały proces konfiguracji, szczególnie korzystanie z Smart Switch, bo jest szybciej i od razu wymusza instalację apki na starszym telefonie.
Samsung Galaxy S25Wracając do One UI 7.0 i tego, co napisałem wyżej, że największą siłą w Galaxy S25 jest właśnie nowy system i nowa nakładka. O dobrych rzeczach już napisałem. Ta druga strona medalu jest taka, że to wszystko to tylko zmiany software’owe i większość nowości, a już na pewno cały visual systemu pojawi się na starszych smartfonach Galaxy w formie aktualizacji.
Wystarczyło wsadzić Snapdragona, by wszystko się zmieniło
Mam tutaj małe deja vu, bo podobnie napisał Damian w recenzji Samsunga Galaxy S23 Ultra. Wystarczyło wsadzić normalny, sprawdzony procesor i wszystkie bolączki z przegrzewaniem, niestabilnym działaniem czy przede wszystkim czasem pracy na baterii znacznie odbiegającym od ludzkich standardów jakby w ogóle nie istniały. Tak jest też przy Samsungu Galaxy S25, który nie tylko dostał układ Snapdragon 8 Elite (zamiast Exynosa 2400, który jest w Galaxy S24), ale też więcej pamięci RAM – teraz ma 12 GB, a nie 8 GB jak w poprzedniku. Chociaż z tą pamięcią to też nie do końca dobrze wyszło, bo teraz wszystkie modele mają 12 GB, nawet Galaxy S25 Ultra, który dla zasady powinien jej mieć najwięcej.
Samsung Galaxy S25Czy Galaxy S25 działa stabilnie? Oczywiście. Czy szybko? Tak. I miałem wrażenie, że czasami trochę sprawniej sobie radził niż Pixel 9 Pro. Czy się grzeje? Absolutnie nie. Smartfon ani razu nie złapał zadyszki, ani razu się nie przyciął i przez około trzy tygodnie testów nie musiałem go restartować (no chyba, że pojawiła się aktualizacja, a ta była jedna). Podczas pierwszej konfiguracji i bezprzewodowego kopiowania danych między telefonami temperatura obudowy w najcieplejszym miejscu (w górnej części, tuż obok aparatów) miała około 40 stopni, więc bez tragedii. Telefon był co najwyżej lekko ciepły przy tych najbardziej wymagających zadaniach.
Samsung Galaxy S25 – temperatura podczas konfiguracjiSamsung Galaxy S25 pod względem sprzętowym to niemal powtórka tego, co było rok temu. Oczywiście poza procesorem Snapdragon i pamięcią RAM. Identyczny wyświetlacz (mogę się założyć o dobre piwo, że to dosłownie ten sam wyświetlacz co w S24), identyczna rozdzielczość, to samo szkło na ekranie, dokładnie ten sam zestaw aparatów (o czym więcej niżej), te same głośniki, ten sam czytnik linii papilarnych, szybkość ładowania i bateria. Dałbym sobie paznokcia skrócić, że jest też ten sam czytnik biometryczny, choć mam wrażenie, że rejestrowanie odcisku palca przebiega szybciej (polecam wyłączyć animację odblokowania palcem, bo to tylko wydłuża czas odblokowania). Co najwyżej lekka aktualizacja standardów łączności, bo pojawiło się Bluetooth 5.4 i Wi-Fi 7, ale to przecież nikogo.
No właśnie, bateria. Wystarczyło zmienić proc… no i dalej to już wiecie jak to idzie.
W Samsungu Galaxy S25 mamy 4000 mAh, czyli dokładnie jak rok temu, a kultura pracy jest nieporównywalnie wyższa. Nie jest już tak, że telefon będzie wołał o „jedzenie” w połowie dnia, bo spokojnie wytrzyma drugie tyle, a w najlepszych scenariuszu będziecie ładować telefon następnego dnia rano. Co więcej, wyniki są powtarzalne i na tyle wiarygodne, że wreszcie można być pewnym smartfonu, którego się używa. Nie będzie tak, że coś mu odbije i przez noc zje 20%, bo tak.
Jako ciekawostkę dodam, Samsung Galaxy S25 potrzebuje około 4 godzin na prostej ładowarce indukcyjnej z Ikei żeby naładować się do stu procent. Ale wiadomo, że to kwestia ładowarki, która ma tylko 5 W i bardziej wykorzystywana jest przeze mnie jako biurkowa podstawka do telefonu. Smartfon obsługuje maksymalnie 25 W, którego w dzisiejszych czasach nie można określić szybkim ładowaniem. No i ten, ładowarkę to sami musimy dokupić albo wziąć z poprzedniego smartfonu, bo w zestawie mamy tylko kabel.



Co więcej w One UI 7.0 wreszcie wprowadzono to, co akurat w iPhone’ach lubię i jest standardem od dawna – stan baterii i liczba cykli akumulatora w ustawieniach (a dokładniej w informacjach o baterii). Widzimy ile cykli nabiło się od pierwszego uruchomienia telefonu i jak przekłada się to na stan zużycia baterii.
Aparat? Jest poprawnie i nic więcej
W przypadku najmniejszego Galaxy S25 ( też S25+) dostajemy to samo co rok temu. Który raz już to napisałem? Jest kropka w kropkę to samo i żadne marketingowe gadanie o najnowszych silnikach obrazu tego nie zmieni. Bez wchodzenia w techniczną stronę, mamy trzy aparaty z tyłu, dokładnie te co w Galaxy S24. I wystarczył jeden mroźny popołudniowy spacer do parku, by przekonać jak Samsung z aparatami stanął w miejscu. Niestety.
Samsung Galaxy S25Zacznę od tego, że nowymi Samsungami bardzo komfortowo robi się zdjęcia, a to też zasługa przeorganizowanej aplikacji aparatu w One UI 7.0. Część ustawień została słusznie usunięta z górnej belki i „wciągnięta” do tej dolnej, tak by wszystkie opcje były pod palcem. W skrócie, chodzi o to, że trzymając telefon poziomo cały przybornik z opcjami mamy po prawej stronie.
Co tu dużo pisać, zdjęciami z małego Galaxy S25 jestem srogo rozczarowany. Mam wrażenie, że to nie jest już smartfon, który da mi pewność i swego rodzaju powtarzalność w robieniu dobrych zdjęć. W dobrych warunkach jest co najwyżej w porządku, ale bez żadnej ekscytacji, a im więcej sztucznego światła czy generalnie mniej jakiegokolwiek światła, to aparat się gubi, nie ostrzy jak trzeba, a wszędzie widać ziarno. Ja sobie tego nie wymyśliłem i chciałbym żeby było inaczej, ale zdjęcia przy większym zachmurzeniu, szarówce czy po zmroku pokazują to jakie są możliwości tych aparatów.














W Samsungu Galaxy S25 mamy potrójne przybliżenie o jakości optycznej. Wszystko powyżej 3-krotnego przybliżenia to kpina i żadne „ej aje” tego nie poprawią. Identycznie jak rok temu, dwa lata temu i tak, zgadliście, w Galaxy S22 też było podobnie. Literalnie od trzech lat Samsung stoi w miejscu z możliwościami foto w małych flagowcach.











Zostaje jeszcze Inteligentna optymalizacja, która jest od razu do wywalenia, co oznacza, że musimy przestawić ją w ustawieniach aparatu na najniższy możliwy poziom ingerencji w zdjęcie (domyślnie włączone jest maksymalne optymalizowanie). Jeśli tego nie zrobimy, to po prostu będziemy robić zdjęcia, których nie chcemy robić, a co więcej, oglądać. Spójrzcie tylko na zdjęcia poniżej. Które jest dla was lepsze, bardziej naturalne?


Ale żeby nie było, że tylko narzekam. Niezmiennie lubię tryb grupowego zdjęcia z przedniego aparatu i tego, że telefon sam wykrywa czy ma to być zdjęcie, na którym będzie więcej osób. Fajne jest też to, że aparat wykrywa gest „Wałęsy”, co aktywuje samowyzwalacz bez konieczności dotykania ekranu. Owszem, było to już dostępne wcześniej, ale jest to taka sama sprawa, jak ze świetnymi gestami w smartfonach Motoroli, o których wspominam w niemal każdej recenzji Motki. Bo dobre rzeczy trzeba chwalić. O nowym interfejsie aparatu już pisałem, więc to tyle.
Czy kupować Samsunga Galaxy S25?
Jeżeli patrzycie na to pytanie powyżej i jeszcze nie macie w rękach Samsunga Galaxy S25 (a mamy połowę marca, gdy ta recenzja została opublikowana) to odpowiedź jest jedna – Nie kupować. Zasada jest taka, że nowe Samsungi najlepiej jest kupować albo w przedsprzedaży albo dopiero za rok, gdy pojawia się nowy model, a starszy jest wyprzedawany. Jeśli ktoś wdepnął w ten coroczny festiwal kombinactwa, kodów rabatowych, zbijania ceny i gratisów, to mógł ustrzelić Galaxy S25 z dwukrotnie większą pamięcią za około 2720 złotych. I to można uznać za odpowiednią cenę jak za najnowszego flagowca. Jeśli nie, to teraz spogląda na regularną cenę, która za wersję 12/256 GB wynosi 3889 złotych.
I nie, nie jest lepiej wybrać teraz Galaxy S24 (widziałem go za mniej niż 2200 złotych), bo jest tańszy niż Galaxy S25. Napiszę to wprost – poprzednik to nieudany przegrzewający się kotlet, którego trzeba dwa razy dziennie ładować. Jeżeli aktualnie korzystacie z Samsunga Galaxy S23 to też wstrzymałbym się z wymianą, bo to nadal świetny telefon, który dostanie najnowsze One UI 7.0. Rozsądnym upgradem, zarówno pod względem ekonomicznym, sprzętowym, funkcjonalnym czy nawet ekologicznym, jest dopiero przesiadka z Galaxy S22 i wszystkiego co jest jeszcze starsze.
Samsung Galaxy S25Samsung Galaxy S25 to naprawdę sympatyczny mały flagowiec i korzystanie z niego na co dzień było bardzo przyjemne. Sprawdzał się we wszystkim co robiłem. Jest jednym z najlepiej wyposażonych kompaktowych flagowych smartfonów 2025 roku i co lepsze, w tej kwestii nie ma raczej konkurencji. No może poza vivo X200 Pro mini, który jest minimalnie większy, ale też odczuwalnie cięższy czy podstawowym iPhonem 16. Pixel 9 choć mały, to jest zauważalnie większy.
Dużo dobra wprowadził tutaj procesor Snapdragon, który przełożył się nie tylko na stabilność i kulturę pracy, ale też przyzwoity czas działania telefonu na baterii. Niezmiennie możemy patrzeć na najlepszy ekran AMOLED na rynku i zawsze najnowsze w chwili premiery standardy łączności. Problem w tym, że jest to smartfon szalenie poprawny, ale jednocześnie po prostu nudny i pod wieloma względami zachowawczy. Nie popisał się aparatem i czułem się trochę tak jakbym robił zdjęcia trzyletnim smartfonem, a nie takim, który wyznacza trendy. Jeśli w przyszłym roku nie zobaczymy diametralnych zmian i ogólnie to ujmując, powiewu świeżości, to nie będzie dobrze. Choć i tak się pewnie sprzeda, bo to Samsung.
Sprzęt do testów dostarczył producent w ramach współpracy barterowej. Nikt w najmniejszym stopniu nie miał wpływu na treść tego tekstu i naszą opinię.
Mocne strony
- Wreszcie Snapdragon i więcej RAM-u!
- Wysoka jakość wykonania, ale bez odczucia premium
- Niezmiennie najwyższej klasy wyświetlacz AMOLED
- Powtarzalne i bardzo dobre czasy pracy na baterii
- Świetne One UI 7.0
- Funkcje AI, które okazują się przydatne
- Zawsze najnowsze zaplecze komunikacyjne
Słabe strony
- Rozczarowujący aparat
- Zanikające uczucie obcowania ze sprzętem premium
- Biedny zestaw sprzedażowy (m. in. brak ładowarki)
- Nie wszystkie nowe funkcje od razu muszą być AI
- Tylko 25 W "szybkiego" ładowania