No. Po lekturze książki Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us, to ja kilka wniosków nawet wysnułem. Podzielę się, pewnie, że tak. Zacznę od tego, że po raz kolejny zostałem prawie mocno zaskoczony. Nie takiej książki się spodziewałem.

Z recenzenckiego obowiązku zaznaczam od razu, że w tematykę wszedłem niemal na ślepo. Dlaczego? Bo zwyczajnie The Last of Us nie znałem. Od lat powtarzam, że dzięki „ograniu miliona” gier umieszczonych, mniej lub bardziej karkołomnie, w szeroko pojętym post-apo, wypełnionych zombiakami pod korek, motyw tzw. „żywych inaczej” zwyczajnie mi się znudził. A, że do tego doszedł, w tamtym czasie absolutnie zasłużony, acz kompletnie przeze mnie niezrozumiały boom na The Walking Dead, to jakoś się przygodom Ellie i Joela oberwało rykoszetem i trafiło na półkę wstydu, w kategorii „Może kiedyś…”.

Znaczy. Obracając się w branżowym bajorku nie śmiem kłamać mówiąc, że gra przeszła obok mnie całkowicie bez śladu. Naughty Dog zawsze w gry umiał, więc zawsze się coś tam o uszy i oczy obiło, ale grać? Nie. Podziękowałem.

Ostatni z Nas. Zrozumieć The Last of Us
Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us

Biorąc tę książkę do ręki byłem święcie przekonany, napędzony tym, co na tylnej okładce napisane, że będzie to pean ku czci Naughty Dog, ponieważ należy im się to i już.

Wszystko przez te dwa cytaty: „Dowiedz się, jak pieczołowicie reżyserowano każdą sekundę rozgrywki i dlaczego twórcy ze studia (…) uznawani są za największych perfekcjonistów w branży gier wideo.” oraz „Prześledź krok po kroku fabułę obu części serii i daj się porwać wnikliwej analizie wszystkich warstw The Last of Us (…)”. O, jakże mnie pan Deneschau prawie zaskoczył.

Gry komputerowe jako dzieło kultury… Poważnie?

To, że gry przeskakują fabularnie filmy, szczególnie w ostatniej dekadzie czy dwóch, to żadną tajemnicą nie jest. Ale, mimo, że branża gamingowa to wielomiliardowy biznes, który, w mojej opinii, już dawno temu pozostawił Hollywood w tyle, to nadal traktowany jest nieco po macoszemu i wszelkie analizy, które udało mi się przez lata przeczytać, były delikatnie mówiąc powierzchowne. Tutaj? Tutaj jest nieco inaczej.

Autor skupia się na trzech głównych aspektach

Na kontekście twórczym, przez dokładne opisanie tego skąd się TLoU w ogóle wziął i czym był inspirowany. Nie jest tajemnicą, no i jest to w książce jasno powiedziane, że Naughty Dog to fantastyczny „plagiator”. Od samego początku firmy, czerpali garściami z tego, co na rynku się sprawdziło i implementowali to w swoich tytułach. Historia opowiedziana o zakulisowych zmaganiach ze stworzeniem The Last of Us otwierają oczy na wiele aspektów, o których nie tylko nie mieliśmy pojęcia, ale wręcz nie braliśmy pod uwagę.

Ostatni z Nas. Zrozumieć The Last of Us
Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us

Po drugie, na analizie technicznej. Od mechanik, przez dialogi, które budują nie tylko fabułę, ale też ukierunkowują gracza. Oraz na interpretacji kontekstu kulturowego. Dlaczego? Bo się serial z byle czego nie wziął, więc pewnie o mądrych rzeczach się zadziało. Jak sprawić, że konkretny kawałek mapy nie tylko sprawi, że gracz pójdzie tam, gdzie autorzy chcą, ale przy okazji poczuje to, co powinien poczuć. Nie jest to wcale tak proste, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, a tutaj, patrz, dali radę, stosując sztuczki, które śmiało można nazwać manipulacją.

No i po trzecie, na wpływie kulturowym. W dwie strony. Zarówno to, jak świat wpłynął na grę, jak i to, jak gra wpłynęła na świat. W obecnych czasach, gdzie globalne konflikty są jakie są, lęki nas, graczy, niewiele się różnią od tego, co mogli by czuć bohaterowie gry.

Wbrew temu, co zakładałem, jak już wspomniałem na wstępie, książka nie traktuje The Last of Us jako prostej strzelanki umieszczonej w takiej a nie innej rzeczywistości. Zamiast „zwykłego” survival horroru, tutaj mamy głęboką historię wyborów moralnych, poświęcenia i jego ceny, głębokich uczuć, czy zemsty.

Nie czarujmy się. Świat się skończył. Nie tylko zawaliła się infrastruktura, gospodarka i społeczeństwo. Te zjawiska, globalnie mają równie poważne znaczenie, co uczucia takiego pojedynczego Joela. Nie minęła chwila, jak doświadczył gigantycznej straty, a tu trzeba zająć się Ellie, zaprowadzić gdzie trzeba. W świecie, w którym relacje społeczne ogólnie, o tych osobniczych, pojedynczych nie wspomnę praktycznie nie istnieją, Joel przez całą pierwszą część gry, metaforycznie rzecz jasna, wędruje z roli ochroniarza z bagażem traum i nieszczęść, do postaci zastępującą Ellie ojca.

Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us
Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us

Deneshau bardzo rozlegle porusza wszystkie te kwestie. Jak mówiłem – nie spodziewałem się, że to o to będzie w książce chodziło. Od traumy i uczuć rodzicielskich, przez operowanie w pękniętym świecie, aż po kontrowersyjne zakończenie. Czy ważniejsza jest jednostka? Czy może ogół? Joel wybrał i autor tutaj przedstawia to w taki sposób, że czytelnik zaczyna wątpić, czy na pewno zrobił dobrze.

Spora część książki poświęcona jest też muzyce. Od przytaczania fragmentów tekstów piosenek użytych w grze, aż do głębokiej analizy technikaliów związanych z reżyserią dźwięku. Szanuję. Mało kto opisuje te kwestie aż tak dokładnie.

Dla kogo jest „Ostatni z nas”?

Najwięcej radochy da oczywiście fanom serii. Zarówno graczy, jak i fanów serialu. Podobnie dla ludzi, którzy fabuły tworzą, bo jest fenomenalnym źródłem informacji jak projektować narrację, emocje i dramaturgię w medium, które nadal pokutuje w świadomości wielu osób, jako coś niewiele różniącego się od stareńkiego Mario. Jednakże, dla człowieka „z zewnątrz”, takiego jak ja, książka momentami jest trudna w odbiorze, mimo, że wszystkie kwestie poruszane są szalenie dokładnie.

Ta dokładność jest też w mojej opinii problematyczna. Autor tak bardzo skupia się momentami na detalach, że dynamika czytania dość mocno kuleje. Dla „nie fanów”, nad czym ubolewam, biorąc pod uwagę ogrom włożonej przez autora pracy, tekst bywa momentami bardzo trudny w odbiorze. Nie jest to jedyna wada. Sporo tematów, o których sam dowiedziałem się później, z długich rozmów z „prawilnymi” fanami, zostało w książce po prostu pominiętych. Ellie, Joel, Świetliki… I w sumie tyle. O klikerach w sumie niewiele, o ocalałych innych frakcjach jeszcze mniej. Ale, może to i dobrze.

Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us
Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us

Słownictwo, jakiego używa autor momentami też sprawia, że się w przyjemnej lekturze człowiek zacina, ale akurat tutaj osobiście nie uważam tego za jakoś przesadnie istotną wadę. Nowych słów się nauczyłem, bo przykładowo nie miałem pojęcia czym jest hebefilia, a teraz już wiem. Fuj.

Nie jest to tytuł idealny. Można piać peany na cześć autora (i tłumacza), że odwalili kawał dobrej roboty, ale ilość powtarzających się tematów i lawirowania w kółko tego, że Naughty Dog jest kozak bywa momentami męcząca. Tak, Panie Autor. Wiem, że Naughty Dog jest kozak. Nie trzeba tego maglować co kilka stron. I nie, trzeci raz nie powtórzę.

W ramach podsumowania. Odpowiem na jedno proste pytanie: Czy warto?

Jak najbardziej. Jeśli interesuje was ten tzw. backstage w produkcji gry komputerowej, to nie ma dwóch zdań – trzeba. Fani będą zachwyceni, twórcy nauczą się mnóstwa ciekawych rzeczy, które mogą się okazać zbawienne dla ich własnych produkcji, a szary czytelnik, taki jak ty i ja (zakładając brak przynależności do wspomnianych wyżej grup) też się będzie dobrze bawić. Tanio nie jest, bo 6 dyszek trzeba wyjąć, ale (choć dostałem książkę do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Gamebook) uważam, że ta pozycja powinna zagościć na półce u każdego, choć kawałek zainteresowanego.


Książkę przedpremierowo dostarczyło nam wydawnictwo Gamebook. Nikt w najmniejszym stopniu nie miał wpływu na treść tego tekstu i naszą opinię.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *