Ładowarki wieloportowe stają się coraz popularniejsze i wcale nie jestem tym zaskoczony. Dobrze schłodzone i duże piwo należy się temu, kto wpadł na pomysł, by do zwykłej ładowarki dodać drugie wyjście, a potem kolejne i jeszcze kolejne. Sam na biurku mam 5-portową ładowarkę z obsługą Quick Charge 3.0 i używam jej praktycznie codziennie do ładowania swoich urządzeń, ale widzę, że i ona zdążyła już się trochę zestarzeć. Laptopa czy konsoli nie naładuje. Tym razem w moje ręce wpadła ładowarka GC Power Source od Green Cell, którą naładuję niemal wszystko. I wiecie co? Szkoda, że nie zrobili takiego cudeńka wcześniej.
Pierwszy raz Power Source widziałem na tegorocznych targach IFA gdzie Green Cell prezentował swoje nowości. Co prawda nie była to aż tak gorąca nowość jak PowerPlay 10, o którym wspomniałem w wideo-relacji, ale i tak sprzęt przechodził z rąk do rąk i każdy chciał zobaczyć co to jest. A Power Source to nic innego jak ładowarka wyposażona łącznie w 4 porty USB, funkcję Power Delivery i technologię Ultra Charge, która sprawi, że będziemy mogli zapomnieć o dotychczasowo używanych ładowarkach sieciowych.
Ładowarka prezentuje się solidnie, jest dobrze wykonana, a gdy mamy ją w rękach to po prostu czujemy, że to dobry kawałek elektroniki. Power Source waży niecałe 220 gramów i jak na multiportowy adapter ma całkiem kompaktowe wymiary. Jest minimalnie większa niż wspomniana ładowarka, którą mam na biurku, ale też często mniejsza niż typowy laptopowy zasilacz.
Po dłuższym czasie spędzonym z Power Sourcem muszę przyznać, że zostało to wszystko bardzo dobrze przemyślane i zaprojektowane.
Obudowa jest matowa i lekko chropowata, a jedyne co mnie trochę drażni to połyskujący pasek na krawędziach, który już po wyjęciu z pudełka miał pełno mikro-rysek. Owszem, dodaje mu sporo elegancji, ale jest też najsłabszym punktem ładowarki. Biorąc pod uwagę to, że większość osób nie będzie pieścić się z takim gadżetem i będzie go przenosić z innymi szpargałami w plecaku czy torbie, to po kilku miesiącach może nie wyglądać tak dobrze.
Power Source wszystkie porty ma na jednej krawędzi. Na całe szczęście jest wystarczająco dużo miejsca między nimi, by używać ich wszystkich w jednym czasie, nawet jeśli podepniemy jakąś wyjątkowo fikuśną wtyczkę. I tak, patrząc od doły mamy dwa porty Smart USB, zielony port z autorską techniką Ultra Charge i USB-C z funkcją Power Delivery. Ultra Charge wspiera większość wykorzystywanych protokołów szybszego ładowania jak samsungowy AFC, Quick Charge od Qualcomma, szybkie ładowanie Apple czy Huawei FCP. Dla pewności, nie ma tutaj obsługi Warp Charge, które jest wykorzystywane w OnePlusach. Powyżej jest jeszcze pozioma dioda sygnalizująca pracę ładowarki i czujnik oświetlenia. Tak, jest coś takiego, ale kompletnie nie wiem po co. Według informacji ma dostosowywać jasność diody do warunków otoczenia, ale nie zauważyłem, by to działało. Według mnie to ładny, choć zbędny dodatek i wystarczyło tutaj wstawić sam pasek sygnalizujący pracę ładowarki, bez żadnych czujników.
Power Source daje maksymalnie 75 W, a to ile będzie na każdym porcie zależy od tego co do niego podłączymy. Ładowarka sama rozpoznaje podpięte urządzenie dostosowując wartości napięcia i natężenia prądu. Na porcie z Power Delivery mamy nie więcej niż 60 W, a na zielonym z Ultra Charge 15 W. Na dwóch pozostałych możemy mieć po 12 W (5 V 2.4 A). No dobra, cyferki cyferkami, ale jak to wygląda w praktycznym zastosowaniu?
GC Power Source w praktyce
Zanim podłączyłem swoje urządzenia do Power Source’a musiałem się w pewnym sensie do tego przygotować. Użytkownicy takich sprzętów jak choćby MacBooki Pro od Apple, MateBooki X Pro od Huawei, Dell XPS 13 czy iPady Pro, wystarczy, że podłączą je pod ładowarkę i będzie działać. Ja z kolei, ze względu na to, że na co dzień korzystam z Microsoft Surface Pro 4, musiałem dokupić specjalny przewód, gdzie po jednej stronie miałem wtyczkę Surface Connect, a po drugiej USB-C. Udało się to zamówić na niemieckim Amazonie, co swoje kosztowało – z wysyłką wyszło prawie 90 złotych.
Mam trzy urządzenia, które ładuję niemal codziennie. Do wspomnianego już Surface’a Pro 4 dochodzi jeszcze smartfon BlackBerry KEY2 (wspiera Quick Charge 3.0) i smartwatch Huawei Watch 2 Classic. I właśnie te trzy urządzenia wykorzystałem, by przetestować możliwości Power Source’a, podłączając je w tym samym czasie do ładowania. Smartfon podłączyłem pod Ultra Charge, gdy miał 12% baterii. Surface’a z kolei pod USB-C i to w ostatniej chwili, bo miał jakieś 6% i minuty dzieliły go od wyłączenia. Smartwatch podłączyłem do zwykłego portu, ale na nim się nie skupiałem, bo miał więcej niż połowę baterii.
Po podłączeniu Surface’a do ładowarki system pokazywał 1 godzinę i 45 minut do pełnego naładowania. W rzeczywistości jednak potrzebował 2 godzin i 6 minut, by pokazać 100%. BlackBerry do pełnego naładowania potrzebował około 1 godzinę i 25 minut.
GC Power Source podczas pracy nie wytwarzał żadnych dźwięków, co wcale nie jest takie oczywiste, bo korzystałem już z ładowarek, które syczały i szumiały podpięte do prądu. Tutaj nic takiego nie było. Warto też wspomnieć o tym, że ładowarka nie nagrzewała się powyżej jakiejkolwiek normy. Była ciepła, ale nie gorąca. Miernik temperatury pokazywał jakieś 44-50 stopni przy maksymalnym obciążeniu, gdy wskazałem nim na obudowę. Zresztą, ładowarka ma różne zabezpieczenia, więc nie ma mowy o żadnych przeciążeniach, przeładowaniach, przepięciach czy zwarciach.
To jeden z lepiej przemyślanych produktów, które testowałem w tym roku.
Czas na kilka słów podsumowania, co poniekąd będzie odpowiedzią na tytułowe pytanie: Po co mieć kilka jak można mieć jedną? Po pierwsze, mamy jedną porządną i poręczną ładowarkę, którą możemy wykorzystać do ładowania kilku swoich urządzeń. Co ważne, nie musi to być tylko smartfon czy zegarek, ale też laptop, tablet, powerbank, głośnik, elektroniczny papieros czy nawet konsola Nintendo Switch. W zasadzie wszystko co wspiera Power Delivery do 60 W. Po drugie, wreszcie nie musimy targać ze sobą kilku adapterów do kilku sprzętów, tak jak sam robiłem to do tej pory. Ja co prawda starałem się to zawsze minimalizować, dlatego zabierałem jedną ładowarkę z dwoma portami i zasilacz do Surface’a, ale mając Power Source’a ograniczam się tylko do tej jednej ładowarki, która w zupełności wystarczy.
Ja tu widzę same plusy i tak naprawdę ciężko jest wskazać jakieś rażące wady. No może niektórzy do minusów zaliczą cenę na poziomie 270 złotych, ale ja uważam, że jest adekwatna do tego co ładowarka potrafi i jak ułatwia nam życie. Przypomnę tylko, że taki oryginalny zasilacz do Surface’a kosztuje jakieś 80 dolarów. Zasilacz USB-C do iPada to ponad 200 złotych, a ten o mocy 61 W do MacBooków Pro to jakieś 330 złotych.
Przede wszystkim z Power Sourcem jest lżej, zajmuje mniej miejsca i wcale nie waży jakoś dużo. Dobrze wygląda, z tego co zdążyłem sprawdzić to jest w miarę wytrzymały. Z całą pewnością nie można o nim napisać tego, że jeżeli coś jest do wszystkiego to jest do niczego.
Power Source robi to do czego został stworzony i robi to dobrze!
3 replies on “Po co mieć kilka jak można mieć jedną? Green Cell Power Source – recenzja”
Krzysztof, dasz mi namiar na ten przewód surface connect z Amazona?
Jasne, ja kupiłem dokładnie to: https://www.amazon.de/dp/B07Q7MXGD6/
dzięki!:)