Na ostatnim Nintendo Direct mini, które odbyło się 28 października, Nintendo pokazało kilka zapowiedzi, ale to wcale nie Immortals Fenyx Rising czy Hyrule Warriors: Age of Calamity przykuły moją uwagę najbardziej. Okazało się, że była to gra Control, która kilka razy mignęła mi już na innych platformach i zaskoczyła mnie, że pojawiła się też na Switcha. Zaskoczyła z dwóch względów. Raz, że jest to gra bardzo wymagająca, a dwa, gra w usłudze cloud gamingu. Jak się gra w chmurze na Switchu?
Nie jest o pierwszy raz, gdy na Nintendo Switch można uruchomić grę w chmurze. Znaczy się, dla mnie jest to pierwszy raz i pewnego rodzaju doświadczenie, ale nie tak daleka przeszłość pokazuje, że próby grania w chmurze już były. Jeśli dobrze pamiętacie, to już od dawna w Nintendo eShop jest Assassin’s Creed: Odyssey Cloud Version. Chyba pierwsza gra w chmurze na platformę Nintendo, ale z mocnym ograniczeniem, bo dostępna tylko w Japonii i trochę w ramach testów. Ale jak się okazało, gra działa na Switchu bardzo znośnie, choć trzeba pamiętać, że w przypadku streamowaniu gier najbardziej liczy się stabilne połączenie z siecią aniżeli moc obliczeniowa konsoli.
Jak się gra w Control na Switchu? Okazuje się, że zaskakująco dobrze.
Uruchamiając grę spodziewałem się zupełnie czegoś innego. A to, że coś się zaraz wywali, a to, że będzie cięło i nawet do menu nie wejdę. Albo, że streamowana grafika w grze będzie wyglądała gorzej niż w grach z poprzedniej dekady. Okazało się, że było zupełnie inaczej i jeśli tak też będzie można grać na Switchu to ja bardzo proszę więcej! Ale po kolei.
Control na Nintendo Switch pobieramy jak zwykle z eShopu. Dużo do pobrania nie ma, bo w zasadzie musimy mieć tylko coś na wzór klienta, który pozwoli nam uruchomić grę w chmurze. To znaczy, wersję demonstracyjną gry. Po pobraniu wszystko waży raptem 80,9 MB. Na dostęp do pełnej odsłony się nie zdecydowałem i raczej tego nie zrobię patrząc na cenę, ale podejrzewam, że widzę już jeden plus cloud gamingu. W zasadzie dostajemy tylko dostęp do serwera, który odwala za nas całą robotę, więc nie będzie trzeba zapychać karty albo pamięci konsoli gigabajtami z grą.
W wersji demo mamy dwa tryby – wydajnościowy i graficzny. Pierwszy skupia się na tym, by gra zadziałała, nawet na gorszym Internecie, kosztem grafiki. Drugi, przynajmniej w teorii, to odwrotność tego pierwszego trybu. Tu najbardziej liczy się oprawa graficzna i gra ma wyglądać najlepiej jak się da. I szczerze? Sprawdziłem obydwie opcje i nie zauważyłem różnicy. No dobra, może w trybie graficznym są bardziej wygładzone tekstury i modele, ale to w sumie tyle. Gra działa identycznie, na oko spokojnie jest to minimum 30 klatek na sekundę. Jest płynnie, nie ma żadnego ścinania, żadnego spowolnienia na każdym etapie dema. Trzeba tylko wziąć pod uwagę to, że demo to tak naprawdę kilka minut rozgrywki i nie jest pewne jak gra będzie działać później. W sensie, jak będzie bardziej wartka akcja, skakanie, strzelanie i podobne atrakcje. Ale biorąc pod uwagę to, co napisałem już wcześniej, nie powinniśmy odczuć różnicy, skoro za obliczenia odpowiedzialny jest serwer, a nie procek konsoli, którą mamy w domu.
To co widzicie poniżej to kilka zrzutów ekranu bezpośrednio z konsoli w trybie przenośnym i w grze uruchomionej w opcji „Grafika”. Trzeba przyznać, że prezentuje się zacnie i co ważne, na telewizorze nie jest gorzej. Sprawdzałem to na 55-calowym Hitachi z około trzech metrów.
Gra jest dostępna w polskim Nintendo eShop, więc można ją pobrać bez żadnego kombinowania. Trzeba pamiętać tylko o jednym – demo można uruchomić tylko dwa razy. Stąd też nie wrzuciłem porównania grafiki w dwóch trybach, bo jak wpadłem na ten pomysł, to okazało się, że trzeci raz już nie mogę uruchomić gry.
Control na Switcha pojawił się zaraz po Nintendo Direct mini, ale z tego co czytałem, w pierwszych godzinach, były spore utrudnienia, by w ogóle tę grę uruchomić. Tworzyły się gigantyczne kolejki i trzeba było czekać na dostęp. Słabe to, ale pokazuje tylko tyle, że zainteresowanie tego typu rozgrywką było ogromne. Ja pierwszy raz uruchomiłem grę wczoraj i chyba trafiłem na jakieś „zielone światło”, bo wszedłem bez problemu, ale już dzisiaj, było przede mną 10 osób i musiałem chwilę poczekać. Chwilę to znaczy jakieś dwie minuty, więc tragedii nie ma.
Jedynym nieporozumieniem jest… cena.
Sprawdziłem i muszę przyznać, że działa to rewelacyjnie. Lepiej niż się myślałem i się spodziewałem. Zaskoczyło mnie to, bo konsola była połączona przez Wi-Fi, a router stał w innym pokoju, więc obydwa urządzenia dzieliły dwie ściany. Można grać swobodnie i bez żadnych problemów. No dobra, jeden problem jest i kryje się pod ceną dostępu do pełnej wersji. Wyobraźcie sobie, że „Access Pass” wyceniono na 169 złotych. Tak, dobrze przeczytaliście – sto sześćdziesiąt dziewięć złotych. Polskich nowych złotych. To srogie nieporozumienie, tym bardziej, że płacimy za SAM DOSTĘP do TYLKO JEDNEJ GRY, którą na inne platformy można kupić sporo taniej. I to nawet w fizycznej formie. Choć z drugiej strony, Switch w inny sposób nie uciągnie tej gry, choćby nie wiem co.
Pomysł na granie w chmurze jest, ale wymaga usprawnienia i przemyślenia. Nie chodzi o wydajność, bo jak pokazuje przykład z Controlem, gra działa zadowalająco dobrze. Chodzi przede wszystkim o formę, sposób dostępu i płatności. Gdyby Nintendo dogadało się w jakiś sposób z producentami tych kluczowych i najlepszych tytułów, stworzyło usługę cloud gamingu, za którą trzeba byłoby płacić miesięcznie nawet kilkanaście dolców, to sam ustawiłbym się w kolejce, by to kupić. A tak, można uruchomić demo w ramach ciekawostki, bo kupowanie pełnej wersji nie polecam. Nie w tej cenie.
No Comments