Czasami przychodzi czas na zmiany i w moim przypadku wiąże się to teraz ze zmianą komputera. Nie peceta w domu, bo w ostatnich miesiącach przeszedł małą modernizację, tylko czegoś bardziej mobilnego, do pracy „w terenie”. Lekki, smukły, ale też wystarczająco wydajny laptop. By od czasu do czasu można było na nim zrobić coś bardziej wymagającego niż klepanie tekstu. Do tej pory korzystałem z Surface Pro 4, którego udało się korzystanie odsprzedać. Co może wpaść na jego miejsce. Zastanawiam się nad trzema urządzeniami.
Przez ostatnie trzy lata używałem Microsoft Surface Pro 4 w prawie najbogatszej wersji, bo z procesorem Intel Core i7-6650U, 8 GB RAM i dyskiem o pojemności 256 GB. I przyznam szczerze, że był to najlepszy sprzęt jaki do tej pory miałem. Nigdy mnie nie zawiódł, działał tak jak powinien, służył mi przede wszystkim do pracy i zjeździł ze mną kilka krajów. Powstało na nim mnóstwo tekstów, które mogliście przeczytać na Galaktycznym i w sumie to trochę było mi smutno jak trafił do nowego właściciela. Swego czasu napisałem też tekst na zaprzyjaźnionym Tabletowo, gdzie opisałem moje półtora roku z Surface Pro 4.
Ale jak wiadomo, w takiej branży wszystko szybko się zmienia i sprzęt, który ma 2-3 lata już można nazwać „starym”. Ja mimo wszystko potrzebowałem nieco więcej mocy, ale przede wszystkim dłuższego działania na baterii, by komputer wytrzymał ten jeden „roboczodzień”.
Huawei MateBook 14 (2020)
Od razu napiszę, że pierwsza propozycja jest najtańsza, ale też poniekąd najciekawsza.
Huawei MateBook 14 w wersji z 2020 roku (najświeższy w chwili publikacji tego tekstu) i z przełomowym procesorem AMD Ryzen 5 4600H. Nie jest to ani najlepszy ani flagowy laptop Huawei, ale według mnie – najrozsądniejszy. Przyglądając mu się bliżej stwierdziłem, że pasuje mi w zasadzie pod każdym względem i nie dość, że zmieszczę się w 4000 złotych to jeszcze wskoczę o kilka poziomów wyżej jeśli chodzi o wydajność.
Jest w wersji z 16 GB RAM i 512-gigabajtowym dyskiem SSD. Do tego 14-calowy wyświetlacz IPS z wysoką rozdzielczością i proporcjami ekranu 3:2, które bardzo polubiłem. Smukły i lekki (ok. 1,5 kg), choć na pewno nie aż tak jak jakikolwiek Surface Pro. To jednak zupełnie dwa odległe sprzęty. Porządnie wykonany, z podświetlaną klawiaturą i ciekawymi rozwiązaniami jak czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania czy kamerką ukrytą w jednym z przycisków.
Microsoft Surface Pro 8
Sprzęt, którego jeszcze nie ma, a który – według mnie – mógłby być jednym modelem z linii Surface Pro, który z powodzeniem zastąpiłby wysłużoną Czwórkę. Dlaczego? Wszystko przez to, że do najnowszego obecnie (i podobno bardzo biznesowego) Surface Pro 7+ włącznie w tym sprzęcie niewiele się zmieniło. Jasne, o kilka generacji lepszy procesor, znacznie dłuższy czas działania, USB type C czy szerszy zakres nachylenia, ale nadal ta sama obudowa wałkowana od kilku lat. To nawet nie można porównać do Octavii z lepszym silnikiem, bo tam przynajmniej linia nadwozia czy lampy się zmieniają. Pewnie byłoby inaczej, gdyby Surface Pro 7 wyglądał jak Pro X o czym już zresztą kiedyś pisałem przy okazji jego recenzji.
W przypadku takiego Surface’a spokojnie wystarczyłaby mi wersja z procesorem Core i5, 8 GB RAM i dyskiem 256 GB. Obowiązkowo z klawiaturą i być może z rysikiem, bo tego używałem czasami z Pro 4.
ASUS ExpertBook B9 B9450
I na koniec laptop, którego sam do końca się nie spodziewałem, że trafi do tego artykułu. Najbardziej biznesowy i najbardziej „Pro” ze wszystkim. Pierwszy raz widziałem go na jakichś targach, chyba IFA 2019 w Berlinie i od razu zainteresował mnie najbardziej spośród wszystkich asusowych nowości. Bo od razu dawał do zrozumienia, że to sprzęt dla profesjonalistów, ExpertBook (dawniej ASUSPRO), który zapewni wydajność w ultra-lekkiej i mimo to wytrzymałej formie.
Magnezowa obudowa, 14-calowy ekran i tylko 870 gramów!
Co akurat w tym modelu jest takiego ciekawego? Jest jednym z lżejszych laptopów na świecie, bo waży 870 gramów. Otwiera się w charakterystyczny sposób, bo zawiasy i ekran po rozłożeniu podnoszą tył i ustawiają dolną obudowę z klawiaturą pod lekkim nachyleniem. Pomimo tego, że urządzenie jest lekkie i bardzo smukłe to można do niego wrzucić dwa dyski SSD PCIe, a połowę obudowy w środku zajmuje bateria. Do tego ma nawet „pełne” HDMI i kilka innych, przydatnych na co dzień portów.
Co jeszcze? Matowa matryca, czytnik linii papilarnych, możliwość wyświetlenia na touchpadzie kilku funkcji czy fizyczna zasłona kamery internetowej. Jedyne na co pewnie trochę kręciłbym nosem to fakt, że wydajnościowo ten sprzęt mógłby odbiegać od tego MateBooka, o którym pisałem wyżej. Pomimo tego, że kosztuje prawie dwa razy tyle. Pozostałaby moc siedząca tylko w procesorze i wbudowanej grafice Intela.
Tak naprawdę to są to trzy zupełnie inne i różne od siebie sprzęty, gdzie każdy z nich wyróżnia się czymś innym.
Idealnego urządzenia nigdy się nie znajdzie i najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie można mieć tych trzech urządzeń w jednym. Jeszcze pewnych rzeczy nie da się oszukać i nie można mieć np. wydajnego Ryzena 5, kompletu portów w sprzęcie pokroju Surface’a. Ale i tak, sumarycznie, postawiłbym mobilność i „pewność” ponad maksymalną możliwą wydajność. Niezależnie od tego ile by to kosztowało.
W artykule pojawił się odnośnik w ramach kampanii Ceneo.
No Comments