To, że międzynarodowe korporacje, niezależnie od branży, w jakiej działają, chcą, mogą i będą nas – klientów – dymać, to nie ulega wątpliwości. Szkoda tylko, że jeszcze zejdzie chwila, zanim my, konsumenci dóbr rozmaitych wkurzymy się do tego stopnia, że im całość wyjdzie bokiem. A powinno wyjść bokiem. W tym tygodniu Ubisoftowi. Przez The Crew. Ale od początku.
Ubisoft robi wiadomo co z logiki
Zaczęło się od tego, że w styczniu jakoś, roku pańskiego obecnego jakiś ubisoftowy biurw strzelił karkołomne hasło, że gracze, to w ogóle powinni zacząć przyzwyczajać się do tego, że niewiele będzie nie tylko od nich zależało, ale do nich też. W sensie, że pójdą w subskrypcje i nie będziemy mieli na własność nic. Że się tylko wypożyczać będzie. Ogólnie cisnął ciemnotę, że w sumie, to się nic nie dzieje, że jak nam się zachce pograć, to będzie można zawsze, bo sejwy będą zachowane i tak dalej. Pomijam fakt robienia z logiki panny o obyczajach lżejszych od polityków, bo w grach nie cyfrowych, tych co w pudełku na półce są też, to działa, ale nic – powiedział to powiedział.
No i na koniec dodał, że w związku z powyższym, gracze powinni zacząć się czuć komfortowo nie mając gier w ramach własności osobistej. No i niby na upartego, jakby się spiął, to może i by się z nim ktoś zgodził, ale to by było za proste, nie?
Na scenę wkracza gra The Crew
Ścigałka, całkiem niezła, choć sam za tym konkretnym gatunkiem nie przepadam. Nawet kampanię dla pojedynczego gracza ma. Takie znośne jest. Szkoda tylko, że ma DRM w postaci koniecznego połączenia z Internetem. Nawet w czasie gry singlowej. Wiem, wiem, ja też tego nie rozumiem.
No i teraz Ubisoft zabiera z kont grę The Crew. I nawet jak ktoś miał kupioną wersję pudełkową, to nie zagra, ponieważ nie zagra i koniec. No i tu się rodzi pytanie, zadane gremialnie przez rzeszę solidnie wku*wionych graczy: Jakim prawem odbieracie mi moją własność? Szczególnie w przypadku takim jak ten, gdzie klient – konsument zapłacił pełną cenę za produkt. To wniesienie pełnej opłaty za produkt nie powoduje przeniesienia prawa własności? Skoro zapłaciłem, to moje. A tu nagle Ubisoft stwierdza, że nie. I zabiera mi z konta to, co moje. Jak dla mnie to kradzież, ale Ubisoft twierdzi, że to nie jest kradzież.
Zatem – idąc pokrętną logiką, skoro kradzież to nie kradzież, to co stoi na przeszkodzie, żeby grę sobie najzwyczajniej „spiracić”?
Coś mi się zdaje, że producenci i dystrybutorzy gier tworząc ten, w mojej opinii, szalenie niebezpieczny precedens, sami strzelą sobie w portfel. Albo w konto, jak tam kto woli. Jedna strona tego równania, między sprzedawcą a klientem, może kraść bez krzty wstydu i empatii, wymagając od drugiej trzymania się honorowych zasad?
Jakie będą skutki? No cóż. Nie pochwalam, ale rozumiem. Skoro kasowanie kupionych produktów to nie kradzież, to piractwo też nim nie jest.
Ja rozumiem, że Ubisoft mimo wszystko działa w granicach prawa. Może, zgodnie z umową użytkownika tę właśnie umowę zwyczajnie zerwać i mieć w poważaniu fakt, że dostał pieniądze za coś, co z ogólnie przyjętymi normami, powinno być „na zawsze”. Nie zmienia to jednak faktu, że takie działanie, to ewidentne świństwo i nie powinno w ogóle mieć miejsca. Sony już próbowało. Jeden z moich ulubionych pożeraczy czasu to „Pogromcy Mitów”. Zdjęli to (w sensie Sony zdjęło) w ramach problemów z licencją, podobnie jak inne programy Discovery, ale odzew ze strony użytkowników był tak radosny, że prędziutko się z problemami licencyjnymi uporali i przeprosili.
Wychodzi na to, że i w tym przypadku odzew ze strony wydymanych graczy może cokolwiek zmienić. Czy to arogancja, czy może już kompletne odlepienie? Ciężko stwierdzić.
No Comments