Huawei Mate 50 Pro z pewnością jest ważnym smartfonem dla Huawei’a, a zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że najważniejszym jaki pojawił się w tym roku. Ale jest też takim, na którego bardzo długo czekaliśmy i raczej nikomu nie muszę tłumaczyć dlaczego tak było. Od pokazania Huawei Mate 40 Pro minęły niemal dwa lata, bo smartfon swoją premierę w Polsce miał w październiku 2020 roku. Teraz pięćdziesiątka weszła cała na… pomarańczowo i miała pokazać, co Huawei ma najlepszego do zaoferowania w kwestii smartfonów. No i owszem, pokazali.
Smartfony z serii Mate zawsze należały do tych większych. Bardzo dobrze pamiętam poprzednika, który był i w sumie nadal jest solidnie zaawansowanym, ale opasłym kawałkiem elektroniki. Wiadomo, że przez te dwa lata sporo się zmieniło i ewidentnie widać to po Mate 50 Pro. Nie tylko jak się go zrówna z prekursorem, ale innymi smartfonami. Jakie było moje zdziwienie, gdy obok Mate’a położyłem vivo X70 Pro+, którego używam prywatnie. Okazało się, że Mate jest sporo niższy, tylko o piczy włos szerszy i bardzo zbliżony wagowo. Poza tym, bardzo dobrze wtapia się w dłoń, jest dużo poręczniejszy, ma normalnie rozmieszczone przyciski i wyraźnie widać, że ekran ma mniejsze zakrzywienie, takie, które już nie przeszkadza. Sporo się zmieniło względem Mate 40 Pro i to bardzo na plus.
Huawei Mate 50 Pro, ten pomarańczowy
Smartfon ma trzy wersje kolorystyczne, ale ta pomarańczowa jest najlepsza. I nie mam tu na myśli tylko koloru obudowy. Tylko pomarańczowy Huawei Mate 50 Pro ma 512 GB pamięci wewnętrznej, jego obudowa jest wodoodporna do głębokości 6 metrów (spełnia normę IP68), a ekran ma jeszcze bardziej wzmocnione szkło Kunlun Glass. Ale pomarańczowa wersja to też inna struktura tylnej obudowy, która w dotyku przypomina skórę. Ale rzecz jasna, w dzisiejszych czasach, nie może to być prawdziwa skóra, a taka, która ją tylko imituje. Ale niezależnie od tego co tam z tyłu jest i jak ktoś to nazywa, nawet mi się podoba. Fakt, takie „skórkowe” wykończenie nie jest niczym nowym, ale w zasadzie przynosi same dobre rzeczy.
Smartfon dużo pewniej trzyma się w dłoni, nie jest śliski i nie zjeżdża jak głupi z każdej powierzchni, znacznie trudniej się rysuje i w ogóle się nie brudzi. Próbowałem przejeżdżać po pleckach paznokciami i czymś plastikowym i nie było nawet najmniejszego śladu. Nie wiem jak takie coś będzie wyglądało po, dajmy na to, roku, ale zakładam, że i tak lepiej niż tył LG G4 po kilku miesiącach.
Huawei Mate 50 Pro, szczególnie w tej obudowie, bardzo mocno przyciąga na siebie uwagę.
Raz, że kolor jest bardzo krzykliwy, a dwa, wyspa z aparatami jest duża, okrągła, złota i wcale nie skromna. I muszę przyznać, że wygląda to dobrze. Ogólnie panuje tam pewna symetria i wszystko do siebie pasuje. Jedyne co może trochę denerwować to fakt, że wyspa z aparatami trochę wystaje z obudowy, ale przynajmniej jest na środku, więc smartfon nie buja się na boki. Ten smartfon nie ma prawa na nawet najmniejsze uchybienie w wykonaniu. Jest zrobiony perfekcyjnie, czuć, że jest solidnie i ktoś musiałby naprawdę być fanem Apple żeby powiedzieć, że jednak jest tu coś nie tak. Tył i szkło identycznie schodzą się w kierunku ramki, nie ma najmniejszej nawet szczeliny, a konstrukcja jest tak sztywna jak atmosfera na koncercie golców.
Mniej przychylnie patrzę na przód smartfonu, gdzie mamy 6,74-calowy wyświetlacz OLED. Ok, sam wyświetlacz to najwyższa półka, bo mamy piękne kolory, odświeżanie na poziomie 120 Hz, flagową jasność i duże zagęszczenie pikseli. Mamy też nowe szkło Kunlun Glass, które jest ponoć znacznie odporniejsze od wszystkiego co do tej pory było w smartfonach Huawei. Sam tego nie sprawdzałem, ale oglądałem filmy z jakimś narwanym Chińczykiem, który niemiłosiernie znęcał się nad ekranem i poza uszkodzoną folią ochronną, szkło było całe. Coś więc w tym jest.
W ekranie przeszkadzają mi trzy rzeczy. Pierwszą z nich jest ogromne wycięcie na górze ekranu, w którym wrzucono kamerkę, głośnik i zestaw czujników. Mam wrażenie, że więcej wycieli z tego ekranu niż zostawili, co wygląda po prostu źle. Jakoś w iPhonie wcisnęli to bardziej, a też ma system rozpoznawania twarzy. Drugą kwestią jest czytnik linii papilarnych, który w mojej ocenie jest umieszczony za nisko, zbyt blisko dolnej krawędzi. Jak dla mnie powinien być wyżej przynajmniej o jedną swoją długość i byłoby idealnie. Nie zmienia to jednak faktu, że działanie czytnika można zaliczyć do tych najlepszych, nie myli się i odblokowuje telefon w mgnieniu oka. Co więcej, biometrią można też zabezpieczyć poszczególne aplikacje, a takiej funkcji nie znajdziemy w każdym smartfonie. No i po trzecie, fabryczna folia ochronna. Nie wiem co z nią jest, ale działa jak magnes na wszelkie zanieczyszczenia jak kurz, tłuste plamy czy sierść kota.
Przede wszystkim aparat
Huawei ma z tyłu trzy aparaty nawet jeśli ktoś usilnie twierdziłby, że są cztery. Okazuje się, że jeden z nich to… atrapa, zrobiona tylko po to, by było ładnie. Ciężko jest już określić, który jest tym głównym, ale załóżmy, że to ten 50 MP ze zmienną wartością przysłony. Ten w prawym górnym rogu, gdy patrzymy na plecy smartfonu. Pomyślicie, że to nic takiego, ale fizyczne ustawianie przysłony jest największą nowością w aparacie Huawei Mate 50 Pro. Śmiało mógłbym to podciągnąć też pod jedną z ważniejszych zmian i kroków do przodu w ogóle we wszystkich smartfonach w tym roku. Coś, co Huawei jako pierwszy wprowadził w takiej formie do smartfonu i coś, co zapewne pojawi się też w nadchodzących smartfonach konkurencji.
Nie jestem jakimś mega specem od fotografii, ale postaram się co nieco wyjaśnić. Chodzi o to, że w najnowszym „Mejcie” zastosowano fizyczną przysłonę, którą możemy ustawić ręcznie w zakresie od f/1.4 do f/4.0. Daje to przede wszystkim większą kontrolę nad głębią ostrości, rozmyciem tła i „odcięciem” fotografowanego obiektu od tła. Przy czym efekt jest dużo dokładniejszy i przyjemniejszy dla oka niż gdy korzystamy z przysłony wirtualnej, czyli takiej, która jest wynikiem jakiegoś algorytmu i oprogramowania. No właśnie, bo do tej pory można było to zrobić software’owo, gdzie efekty nie zawsze były zadowalające albo przeskakując między obiektywami i korzystając z dwóch/trzech wartości przysłony.
W Huawei Mate 50 Pro mamy realną kontrolę nad przysłoną, ale musimy pamiętać, że zrobimy to tylko w trybie przysłony lub w trybie profesjonalnym. W tym pierwszym są dostępne cztery wartości (f/1.4, f/2.0, f/2.8 i f/4.0), a w profesjonalnym o kilka pośrednich wartości więcej, przeważnie ze skokiem o 0.2. Przesuwając suwakiem po wartościach można zauważyć, że przysłona rzeczywiście fizycznie się otwiera i przymyka. I co ważne, to już nie jest tylko bajer.
Główny obiektyw i teleobiektyw mają optyczną stabilizację obrazu, która działa wzorowo, jak to już zazwyczaj bywa w Huawejach. Teleobiektywem możemy robić zdjęcia z 3,5-krotnym przybliżeniem optycznym, ale możemy też skorzystać z 10-krotnego przybliżenia, które jeszcze daje zadowalające rezultaty. Wszystko powyżej (a można rozpędzić się do 100x) nie nadaje się do użytku. Muszę tutaj jednak zaznaczyć, że zdjęcia z 10x nie robią takiego wrażenia jak te zrobione Samsungiem Galaxy S22 Ultra. Huawei mocno się zbliżył, ale mimo wszystko jakość, a szczególnie szczegółowość zdjęć jest wyraźnie lepsza w Samsungu.
Stwierdzam, że zdjęcia z Huawei Mate 50 Pro to i tak klasa sama w sobie, a możliwości foto i wideo są bardzo rozbudowane
Gdyby tylko poziom zoomu był taki jak w Galaxy S22 Ultra, aparat nie miałby tendencji do robienia „zżółkniętych” zdjęć, a nocne zdjęcia w trybie szerokokątnym były lepsze, to byłby niezaprzeczalny top. Wspomnę jeszcze o tym, że zarówno przód jak i tył nagrywa w rozdzielczości 4K i 60 klatkach, ale wiadomo, że z racji lepszego sensora te z tylnego aparatu wychodzą lepiej. Aparat z przodu ma 13 megapikseli, ma tryb szerokokątny (120 stopni) i zawsze uruchamia się w 0,8x.
Akurat tak się złożyło, że podczas testów miałem pod ręką takie dwa smartfony jak Sony Xperia 1 IV i mój prywatny vivo X70 Pro+. Stwierdziłem, że cyknę kilka fotek, by można było zrobić jakieś porównanie. I może was to zaskoczy, ale największy fun z fotografowania miałem w przypadku Xperii (może przez fizyczny przycisk aparatu) i też zdjęcia, w takim ogólnym rozrachunku, najbardziej podpasowały mi właśnie z tego telefonu. Ale zerknijcie sami.
W EMUI jest coraz lepiej?
Huawei Mate 50 Pro trafił do mnie z EMUI 13.0.0 i zagilgajcie mnie, ale nie pamiętam, czy przez ten czas kiedy jest u mnie, pojawiła się jakaś większa aktualizacja. To najnowsza wersja nakładki, ale oparta na Androidzie 12 i z poprawkami zabezpieczeń ważnymi na 1 października 2022 roku (choć te niewiele z Google mają wspólnego). Tak, najnowszy Mate jak i kilka poprzednich smartfonów działa na Huawei Mobile Services i nie ma dostępu do GMS, czyli usług Google. Znaczy się ma, ale nie tak od razu po wyjęciu z pudełka.
Trzeba zainstalować aplikację Gspace, co sam robię zaraz po wstępnej konfiguracji i o czym wspominam prawie do roku w każdej recenzji smartfonu Huawei. Jest dostępna w AppGallery. Aktualnie to najlepszy sposób, by mieć na smartfonie większość aplikacji i usług Google. Ok, pojawiło się coś nowego o nazwie Lighthouse, o czym można przeczytać w jednym z wątków społeczności na stronie Huawei, ale sprawdzałem i nie jest to jeszcze dostępne w Polsce. W przypadku Gspace telefon jest rozpoznawany jako inny i można zainstalować aplikacje Google, a także te, które do działania potrzebują usługi Google. Ja najczęściej wrzucam YouTube’a, Gmaila, apkę do zdjęć, Mapy i Notatki Keep. Większość rzeczy działa, a w AppGallery można znaleźć większość aplikacji, które potrzebujemy (a jeśli takowej nie ma to można spróbować zainstalować ją z apk, w czym poniekąd EMUI pomaga). Dlatego też napiszę o kilku rzeczach, które nie działają.
W Google Keep nie synchronizują się notatki, a jest to o tyle dziwne, że bez problemu działały na wcześniejszych modelach jak np. P50 Pro. Nadal jest problem z przesyłaniem zdjęć w Zdjęcia Google przez np. bluetooth, bo od razu wywala komunikat z niepowodzeniem. Wtedy trzeba przejść do systemowej galerii i tam już problemu nie ma. Nadal też nie można korzystać z asystenta Google i płacić zbliżeniowo przez Google Pay, ale za to można skorzystać z Curve albo aplikacji banku.
W EMUI 13 zauważyłem kilka rzeczy, których nie widziałem wcześniej
Były już widgety i grupy aplikacji, ale coś mi się zdaje, że w Huawei Mate 50 Pro zostało to jeszcze bardziej rozbudowane. Od teraz można przesunąć po ikonie aplikacji, by wyświetlić widget aplikacji i opcjonalnie przypiąć go na stałe gdzieś na pulpicie. Możecie to zobaczyć na zrzutach ekranu powyżej – aplikacja galerii i zdjęcie z kotem. Działa to tylko z wybranymi apkami, a te działające można łatwo rozpoznać, bo mają kreskę pod ikoną. Zauważyłem też odświeżony pasek wyszukiwarki i nowe (swoją drogą, bardzo ładne) animacje podczas odblokowania telefonu. Może jest to trochę trywialne, ale bardzo podoba mi się domyślna czcionka w EMUI. Dziwne, że nie zwróciłem na to uwagi wcześniej, na przykład testując Huawei P50 Pro czy Huawei nova 9. Mam wrażenie, że jest dużo czytelniejsza, np. w takim Twitterze niż w takim vivo, którego używam na co dzień. W końcu też znalazłem funkcję, na której mi zależy i która – według mnie – powinna być w każdym smartfonie. Chodzi o możliwości zablokowania dostępu do wybranych aplikacji odciskiem palca. Tutaj to jest i działa.
Bateria, procesor i cała reszta
Specyfikacja Huawei Mate 50 Pro wygląda imponująco, ale jak się w nią zagłębimy, to już nie jest tak dobrze, jak być powinno. Jest Snapdragon 8+ Gen 1, czyli szalenie wydajny układ wykonany w 4 nanometrach, ale bez 5G, co na tle innych flagowców wygląda słabo. Jest 8 GB pamięci RAM, ale w topowym modelu za tyle pieniędzy chciałby się mieć tej pamięci więcej. Dalej, jest czytnik kart pamięci, ale nie microSD tylko dedykowane Nano Memory od Huawei. Są głośniki stereofoniczne, ale nie powalają, bo powinny grać ciut głośniej i totalnie są pozbawione niskich tonów, które dodałyby trochę ciepła. Czy wreszcie eSIM, który był w poprzedniku, a jakimś cudem został wycięty z Mate 50 Pro. Nie ma gniazda na słuchawki, ale jest podczerwień, więc Mate może stać się zamiennikiem pilota.
Akumulator postanowiłem opisać w osobnym akapicie. Ten ma 4700 mAh, więc całkiem sporo jak na flagowca, ale i tak mniej niż konkurencja. Aktualnie takim standardem jest 5000 mAh jak w Galaxy S22 Ultra czy Xperii 1 IV. Sądziłem, że czymś mnie jednak zaskoczy, ale było podobnie jak w Huawei P50 Pro. W sensie, na dzień wystarczy, a SoT pokaże średnio 4 godziny, nic więcej, chyba, że będziemy się jakoś ograniczać. Nie grzeje się jakoś przesadnie, nawet jeśli korzystamy z oryginalnej ładowarki 66 W. No właśnie, 66 W to mało i dużo jednocześnie. Są smartfony, nawet średniaki, które ładują się szybciej. Nie szukać daleko, Huawei nova 10 Pro, który dzielił polską premierę właśnie z Mate 50 Pro, jest o połowę tańszy i ma 100 W. Tu jest podobnie jak w serii P, czyli mamy 66 W na przewodzie i 50 W indukcyjnie. Pełny akumulator dostaniemy po około 40-45 minutach w zależności przy jakim poziomie rozładowania go podepniemy do ładowarki.
Jest też bezprzewodowe ładowanie zwrotne, co jest bardzo przydatne, gdy mamy kompatybilne z tym akcesoria. Słuchawki czy zegarek, który można położyć na pleckach, gdy ładujemy smartfon i tym samym ładować dwa urządzenia jednocześnie jedną „ładowarką”.
Huawei Mate 50 Pro byłby sztosem, gdyby…
…nie cena. Tak, wiem, że się powtarzam i niemal w każdej recenzji smartfonu Huawei piszę, że ten sprzęt jest za drogi. No, ale tak jest i coś czuję, że Huawei musi schować trochę dumę w kieszeń i bardziej powalczyć o klienta. Przede wszystkim ceną, bo przyznam, że gdy zobaczyłem oficjalną cenę na polskiej premierze to głośno prychnąłem i nie była to tylko moja reakcja. Prawda jest taka, że mając 6499 złotych nikt w pierwszej kolejności nie spojrzy na Mate’a, bo rozsądniejszym wyborem będzie Samsung Galaxy S22 Ultra, Xperia 1 IV (która też ma przesadzoną cenę) czy nawet jakiś nowy iPhone. I nie pomogą tu wegańskie plecki czy jakieś lepsiejsze szkło na ekranie.
Sprzętowo Huawei Mate 50 Pro to petarda z przepięknym OLED’em, rzucającym się w oczy designem, świetnym wykonaniem i niesamowitym aparatem, ale ma tyle głupich niedociągnięć i braków (i wcale nie mam tu na myśli GMS), nawet względem poprzednika (przypomnę o eSIM), że ciężko jest tu dyskutować. A i jeszcze ten motyw z atrapą obiektywu to kpina i rzecz spotykana w mało znanych chińczykach, a nie najlepszych flagowcach. Czekam na lepszą cenę, taką poniżej pięciu tysięcy z gratisami i powinno być lepiej.
One reply on “6499 złotych za wegański smartfon z najlepszym aparatem. Huawei Mate 50 Pro – recenzja”
Do tej pory nie miałam pojęcia, że istnieją w ogóle wegańskie smartfony! To dla mnie totalna nowość. Sam ten model wydaje się bardzo dobry, ale niestety według mnie cena jest trochę za wysoka. Aparat w rzeczywistości wydaje się świetny. Dziękuję za te polecenie! 🙂