Polska. Kraj piękny. Nie bez wad, ale nie ma co narzekać. Infrastrukturę internetową mamy całkiem niezłą, przynajmniej w porównaniu z tym, co było kilka, czy kilkanaście lat temu. Co za tym idzie, rozpanoszyły się wszelkie platformy cyfrowe, bo jak szerokopasmowo, to na bogato. Steam jest jedną z nich. Czy ktoś lubi, czy nie lubi, nie mnie oceniać. Wyższości platform cyfrowych nad nośnikami fizycznymi też przedyskutowywać nie zamierzam. Nie o to tu chodzi. A co co chodzi? Jak zwykle. O pieniądze. Nasze pieniądze. Dlatego ruszyła akcja Kurs na Steam.
Steam to często jedyne miejsce
Czy się to komu podoba, czy nie, Steam na stałe wżarł się w rynek i jedyne co mu może, w ramach bycia hegemonem zagrozić, to poważne sankcję antymonopolowe. Kupować gdzieś trzeba, Steam to czasami jedyne miejsce. Kłopot w tym, że ceny na platformie firmy Valve dyktowane są przez Valve. Według sobie tylko znanych kryteriów. Przeliczalnik nerda na Euro? Nie wiem. W każdym razie nie tylko mnie się ta sytuacja nie podoba. Dlaczego? Bo skoro mam Steama, to wolałbym kupować na Steamie, a nie w podejrzanej moralności kluczykosklepach czy innych allegrach. No i czasem się nie da.
Ja wiem, ja rozumiem. Firma jest, rządzi się swoimi prawami, wolno im, to sobie ustalają jak chcą. Nie mówię, że nie. Ale. Nie trzeba mieć faktultetu z marketingu, magisterki z handlu i ogarnięcia z Wyższej Szkoły Przetwarzania Drobiu, żeby wiedzieć, że jeden klient za stówę jest słabszy, niż dziesięciu za osiem dych. Czemu Valve nie rozumie, że dzięki temu, że ceny lekko obniży może zarobić o wiele więcej? Tego najstarsi i najmędrsi rozkminić nie mogą.
Same ceny są czasami dosłownie z kosmosu
Taki Starfield, nad którym znęcałem się już we wcześniejszych tekstach kosztuje dosłownie trzy i pół stówy. W porównaniu z innymi cenami ze strefy euro płacimy prawie 16% więcej, a patrząc na taką Japonię, blisko 30%. Ja rozumiem, że producent swoje narzuca, że Valve musi prowizję odciągnąć, ale to naprawdę nie jest gra warta aż tyle. Nie mówię, żeby ją za przysłowiowe „czypisiont” sprzedawać, ale to absolutna przesada.
W wielu przypadkach ceny, jakie przychodzi u nas zapłacić są niższe tylko od tych w Szwajcarii.
Szwajcaria to kraj śliczny, nie powiem, pewnie tak ładny jak nasz, ale zarobki mają tam (jak ktoś mądrzejszy ode mnie średnie krajowe policzył) tak lekko ze trzy razy większe. Zamiast zatem dostosować ceny do faktycznej siły nabywczej pieniądza ustalili sobie ceny według herbacianych fusów.
Ok, ale co my możemy z tym zrobić? Odpowiedź: Kurs na Steam
Dobrzy ludzie zrobili akcję Kurs na Steam. Po wejściu na oficjalną stronę akcji można dowiedzieć się wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach, oraz, co ważniejsze, podpisać petycję, która być może, miejmy nadzieję wpłynie na Valve, żeby przejrzeli na oczy i zrobili tak, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że go w portfel atakują. To, z jakimi cenami się męczymy jest mocno niesprawiedliwe, bo nijak nasze standardy finansowe nie przylegają do takiej Szwajcarii, nie?
Najważniejsze, że są już pierwsze, drugie, a nawet i kolejne efekty tej akcji. Taki Hades II na przykład, giera, na którą po ogromnym sukcesie jedynki czekali nawet ci, co z piekła przynajmniej dwa razy nie wyszli, ma już nową cenę na poziomie 117 złotych. Wcześniej było 138,99 złotych, więc ej, spadek o ponad 15% i wyrównanie do poziomu cen w innych krajach EU.
Zajrzyjcie, podpiszcie, przyłączcie się. To akurat jedna z tych akcji, których ciężko nie popierać.
No Comments