Dzisiejsze Mamy do pogrania będzie mocno „plejstejszynowe” i trochę inne niż zazwyczaj. Nie będzie kilku drobnych newsów, a tylko dwa w rozbudowanej formie. Powód takiego stanu rzeczy jest jeden – premiera PlayStation 5 Pro. Najmocniejszej i najlepszej konsoli do grania, przynajmniej według Sony. I to koniec dobrych informacji, o ile pokazanie światu ulepszonej wersji PlayStation 5 można zaliczyć do dobrych informacji.
Premiera PlayStaton 5 Pro za nami
W listopadzie 2016 roku, trzy lata po premierze zwykłej wersji, dostaliśmy PlayStation 4 Pro. Założenie było takie, że ma być granie w 4K i lepsze wsparcie dla gier w VR. Jak było? Sami wiemy, że było z tym różnie. Teraz jest nieco inaczej, bo PlayStation 5 Pro zadebiutowało nie trzy, a cztery lata po premierze pierwotnego modelu. Ma być lepiej, szybciej, wreszcie gry w 4K i 60 klatkach, czyli ogólnie wszystko to, co mieliśmy dostać już w 2020 roku przy premierze PlayStation 5. Za jakieś 400 euro na start. I z napędem.
Od razu to napiszę, bo mnie aż skręca, że PlayStation 5 Pro i wszystko, co wokół niego się dzieje, to jakiś nieśmieszny żart. I w tym przypadku, po japońsku.
I jest kilka powodów, dlaczego tak jest. Wszystko zaczęło się od ceny. Sony stwierdziło, że 800 euro (sic!) – co w Polsce już oficjalnie zostało przeliczone na 3499 złotych – to idealna wycena dla nowej konsoli. Konsoli, która fakt, jest mocniejsza w cyferkach, ma dwukrotnie większy dysk, bo aż 2 TB, ale jednocześnie została wykastrowana z elementarnej funkcji, czyli napędu Blu-ray (o którym nieco niżej). Szybko można przeliczyć, że to, przy aktualnych cenach na rynku, wartość praktycznie półtorej konsoli, a jestem nawet pewien, że przy niewielkim zaangażowaniu w cenie Pro można mieć dwie używane zwykłe PS5. Mało tego, w cenie Pro można mieć nową „slimkę” i przy dobrych wiatrach (czyt. wyprzedaży na Steamie) wystarczy jeszcze na podstawową wersję Steam Decka.
Z grami też nie jest wesoło, czego sztandarowych przykładem w ostatnim czasie jest blamaż z Concordem. Ale to nawet nie chodzi o takie akcje, tylko fakt, że gier, które w pełni wykorzystają możliwości PS5 Pro jest tyle, że może je policzyć średnio ogarnięty pracownik wyrzynarki CNC. Ewentualnie pingwin z Batmana, tego od Burtona. Słownie: siedem. Tak, siedem gier ma dostać aktualizację z ulepszeniami pod wersję Pro, o czym Sony poinformowało oficjalnie na stronie konsoli. Z drugiej strony, czy te gry rzeczywiście potrzebują ulepszeń, wodotrysków i innych wspomagaczy? Absolutnie nie, bo mimo tego, że „plejstejszynowiec” ze mnie żaden, to wiem, że gry na zwykłym PS5 działają (w znakomitej większości) bez zająknięcia i przede wszystkim wyglądają fenomenalnie. A to, że czasami trzeba żonglować między trybem jakości i wydajności, to inna sprawa.
I wracam do napędu, a raczej do jego braku. Totalny strzał w stopę, szczególnie w tej cenie. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale opcjonalny napęd Blu-ray wprowadzony przy okazji wersji slim, nie jest kwestią przypadku. Zawsze to jakaś opcja (podobnie jak z podstawką pod konsolę), by do kieszeni Sony wpadło więcej pieniędzy. I tak, robi się 4 tysiące złotych. AAAA JUŻCI!!! Zrobiłoby się, gdyby nie sklepy, a szczególnie scalperzy (haa tfu!), którzy podchwycili okazję i sprzedają napędy po dwukrotnie wyższych cenach.
Kto o zdrowych zmysłach kupi najnowszą „Plejkę” jeśli będzie musiał jeszcze wyrzygać dodatkowego tysiaka na napęd? O ile w ogóle go dostanie? Czy ktoś, kto aktualnie zagrywa się na zwykłym PlayStation 5 albo wersji slim postanowi sprzedać konsolę, dołożyć niemal drugie tyle i kupić – nie bójmy użyć się tego określenia – wybrakowaną wersję?
Wyrzucenie napędu to nie tylko brak możliwości korzystania z dotychczasowej biblioteki z grami na fizycznych nośnikach. To też przykre pożegnanie się z kolekcją filmów na Blu-ray.
Mało co aktualnie może uzasadnić zakup PlayStation 5 Pro. Nawet jeśli nie mamy tej konsoli, a szalenie chcemy ją wreszcie mieć. Co więcej, brak napędu sprawia, że to wcale nie powinna być konsola Pro, bo w domniemaniu, coś co ma być Pro, powinno oznaczać produkt, który ma wszystko (a na pewno więcej niż poprzednie wersje). Sony ostatnio ma jakoś pod górkę i dziwne decyzje gonią te jeszcze dziwniejsze. Rynek i gracze zweryfikują.
PlayStation 5 Pro w wersji „CHCĘ!”
I dochodzimy do najjaśniejszej informacji z całego tego tekstu. Informacji, która z pewnością należy do tych dobrych. Chodzi o PlayStation 5 Pro w wersji „Nostalgia Edition”. Kto by pomyślał, że wystarczy zmienić kolor na ten z „szaraka”, by konsola zyskała tak wiele, a wśród trzydziesto- i czterdzeistolatków nostalgomierz wywalił skalę. Co tu dużo mówić – wygląda prześwietnie. Zwykła PlayStation 5 Slim, wersja Pro, no po prostu wszystko, bo oprócz konsol będzie też pozostały oręż w nostalgicznym klimacie.
Specjalna linia konsol i akcesoriów została przygotowana z racji 30. rocznicy pierwszej konsoli PlayStation. Jak to już przeważnie przy takich akacjach bywa, nakład będzie mocno limitowany. I tym samym będzie tylko 12300 sztuk PlayStation 5 Pro w takich barwach i każda z nich będzie miała wygrawerowany unikatowy numer. Z kontrolerami DualSense, Edge czy Portalem może być lepiej, ale podejrzewam, że kolejki też będą spore.
ALE, ALE! Żeby była jasność. Tęsknota za czasami, gdy mieliśmy stanowczo dużo czasu na granie nie może przesłonić racjonalnego podejmowania decyzji. Przypomnę, że PlayStation 5 Pro wyceniono na 3499 złotych. Bez napędu. Kropka.
No Comments