W chwili, gdy nagrywałem materiał, który widzicie wyżej, nie mogłem wam jeszcze nic powiedzieć o Samsungu Galaxy Note 9. No dobra, mogłem, ale umówimy się, że finansowego punktu widzenia nie byłoby to dla mnie zbyt opłacalne. Chociaż muszę przyznać, że trochę mnie korciło żeby sprawdzić czy podpisywanie tego papierka o poufności ma jakikolwiek sens i czy ewentualny, kolejny „wyciek” czegoś o nowym Nołcie szarpnąłby mnie tak bardzo po kieszeni. No bo wiecie, jeden wyciek w tą czy w tą, to chyba żadna różnica, tym bardziej, że o smartfonie na kilka dni przed premierą wiedzieliśmy już wszystko. Ok, ale do rzeczy. Nie będę wam tutaj pisał o tym, jak bardzo wydajny jest najnowszy Galaxy Note 9, ile trzyma na baterii, jak działa, ile wykręca punktów w benchmarku czy jakie robi zdjęcia. Na to przyjdzie jeszcze czas i dokładniejsze testy. Kilka dni temu miałem możliwość zobaczenia go na żywo podczas pre-briefingu Samsunga i już wiem na czym skupił się Samsung projektując Note 9.

Tak naprawdę do czasu aż nie spojrzymy na tył urządzenia, nie będziemy wiedzieli czy jest to nowy Galaxy Note 9 czy może jednak Note 8 z ubiegłego roku. Znaczących różnic w wyglądzie nie widać. Mamy niemal taką samą bryłę, identyczny design, takie same materiały czy zaokrąglenia. Obudowa nadal jest solidna i dobrze leży w dłoni, mimo tego, że to kawał sprzętu. Nie odczułem też by ramka jakoś wbijała się w rękę – w zasadzie to można napisać, że podczas trzymania smartfonu w ogóle jej nie czuć, więc połączenie szkła z dwóch stron i metalowej ramki jest na najwyższym poziomie.

Samsung Galaxy Note 9 ma niemal takie same wymiary co poprzednik (76,4 x 161,9 x 8,8 mm), a i tak Samsungowi udało się upchnąć o jedną dziesiątą cala większy ekran w porównaniu do poprzednika. Poprzeczka poszła wyżej, choć mam wrażenie, że to nie ostatnie słowo Samsunga i za rok będzie jeszcze więcej. W końcu zbliża się jubileuszowy Galaxy Note 10 albo może nawet Note X. W efekcie mamy tutaj wyświetlacz Super AMOLED o przekątnej 6,4 cala, czyli największy jaki do tej pory montowano w Nołtach (dla przypomnienia, Note 8 ma 6,3 cala). Dopełniając informacje: tak, są proporcje 19,5:9, tak, jest rozdzielczość QHD+ i tak… nie ma notcha, więc chwała im za to. Nadal super żwawo reaguje na dotyk i równie szybko zbiera odciski paluchów (które najbardziej, rzecz jasna, są widoczne na czarnej wersji.

Patrząc na najnowszego „Notatnika”, czasami mam jednak wrażenie, że tam w Samsungu jest takie stanowisko jak starszy doradca do spraw czytników linii papilarnych w Galaxy Note i zawsze musi coś spieprzyć, bo później nie miałby czego poprawiać. To trochę tak jak ci co robią drogi w Polsce – nigdy nie zrobią tak, by za rok nie trzeba było czegoś poprawiać, załatać. Chodzi mi o to, że czytnik może i znajduje się pod aparatem (w Note 8 był w najgorszym miejscu, czyli po prawej stronie aparatu), ale znowu jakoś głupio przekręcono go o 90 stopni, żeby tylko utrudnić odblokowanie. Przy tak dużym urządzeniu aż prosi się o to, by czytnik był pionowo, bo w 99% i tak do odblokowania będziemy używać palca wskazującego. Ale nie, trzeba było tak zrobić, żeby w Dziesiątce było co „ulepszać”. I jeszcze to trywialne tłumaczenie – teraz w końcu nie będziemy mylić obiektywu z czytnikiem. No jasne, że nie, teraz będziemy narzekać, że nie za każdym razem urządzenie nam się odblokuje. Dobrze chociaż, że czytnik jest szybki, tak szybki jak powinien być we flagowcu.

Dla mnie Samsung w najnowszym Note 9 skupił się przede wszystkim na dwóch rzeczach – baterii i rysiku S Pen.

Nie będę wam tutaj wymieniał całej specyfikacji, bo nie o to chodzi. Wszystkie sprawy techniczne i tak możecie w końcu zobaczyć na stronie producenta, a jeśli ktoś się interesuje tym modelem to i tak całą specyfikację ma pewnie już w głowie. Tym bardziej, że wyciekła, niemal w całości, kilka dni przed oficjalną prezentacją.

Mnie cieszy fakt, że to co nie udało się wcześniej, w końcu udało się teraz i Samsung wcisnął do Note’a baterię… na miarę Note’a. Mamy tutaj akumulator o pojemności 4000 mAh, więc prawie jakieś 20% więcej niż w Galaxy Note 8 przy praktycznie takim samym zapotrzebowaniu podzespołów (będzie Exynos 9810) na energię. Albo nawet mniejszym, więc co do działania na jednym ładowaniu, o ile nic nie skopano w oprogramowaniu, raczej byłbym spokojny. To zapewne też wpłynęło na nieco większą wagę urządzenia, która w tym roku przekroczyła 200 gramów. Przypomnę jeszcze, że w Galaxy Note 8 było jednak skromne 3300 mAh.

Jeżeli chodzi o rysik to zmian jest trochę więcej. Od teraz S Pen jest elektromechaniczny, łączy się ze smartfonem przez Bluetooth i ma wbudowane coś, co Samsung określa jako superkondensator.

To właśnie ten superkondensator ma podtrzymywać rysik przy życiu przez około pół godziny albo 200 kliknięć (choć na spotkaniu mówili, że doklikali do 270 razy), gdy będzie poza urządzeniem. Sprytne rozwiązanie, żeby do rysika nie wrzucać normalnej baterii. A wszystko dlatego, że od teraz S Pen może być czymś na wzór pilota do zdalnej kontroli czy bardziej do wywoływania niektórych funkcji. W Galaxy Note 9 wykorzystamy go przykładowo do robienia zdjęć, gdzie długie przyciśnięcie uruchamia aparat, kliknięcie robi zdjęcie, a szybki dwuklik – przełącza między aparatami. Rysik będzie też można używać w innych aplikacjach od Samsunga jak Galeria (przełączanie między zdjęciami), Odtwarzacz muzyki (zmiana utworów, zatrzymywanie/odtwarzanie), Prezentacje (przerzucanie slajdów) czy Dyktafon.

Nawet jeśli rysik się nagle rozładuje to też nie jest duży problem, bo wystarczy wsunąć go ponownie do Note’a. Według zapewnień, rysik „naładuje się” błyskawicznie, bo w około 40 sekund. Zmiany rzeczywiście poszły w dobrym kierunku, ale mnie nadal brakuje funkcji takich z prawdziwego zdarzenia, takich prawdziwie innowacyjnych, które pokazałyby, że kolejny Galaxy Note to naprawdę kawał najlepszego sprzętu. Przykładów nie trzeba szukać daleko, bo wspomniałem już o tym podczas przecieków dotyczących rysika S Pen. Wyobraźcie sobie sytuację, że wyjmujecie rysik z urządzenia i piszecie nim po zwykłej kartce papieru czy stole. Ten rozpoznaje nasze pismo, ale co lepsze, przerzuca wszystko do pamięci Note’a w formie cyfrowej. To byłoby coś świetnego. Taką funkcję mogliby wykorzystać przedsiębiorcy, studenci, nauczyciele i inni, którzy mieliby mieć „magiczny długopis” w ręce. Ewentualnie, drugi pomysł, to wbudowany w rysiku mikrofon, który służyłby do obsługi głosowej albo zapisywania notatek głosowych.

Aaa i jeszcze jedno, jeśli chodzi o szybkie notatki na wygaszonym ekranie – te, kiedy wysuwamy rysik i możemy od razu coś zapisać na ekranie. Rysik w niebieskim Note jest żółty, więc będzie pisał tylko na żółto (w ogóle jest to jedyna wersja gdzie kolor rysika jest inny niż kolor obudowy), w różowym jest różowy, więc normalne jest, że będzie pisał na różowo, w miedzianym… no właśnie, będzie pisał na miedziowo (nie no, poważnie, na jakiś kolor podobny do pomarańczowego), a w czarnym, no w czarnym będzie pisał na… biało (bo przecież nie na czarno). Czy tylko mnie wydaje się to trochę dziecinne? W końcu seria Galaxy Note od zawsze kojarzyła mi się z czymś najlepszym na rynku, z narzędziem dla profesjonalistów czy wszystko-mającym smartfonem dla biznesmenów i kurde, niech tak pozostanie. Wpychanie na siłę dziwnych funkcji czy jeszcze większej ilości AR Emoji jakoś nie pasuje mi do tego smartfonu.

Mam nieodparte wrażenie że Galaxy Note 9 jest takim smartfonem, który musiał się pojawić, żeby zachować coroczny cykl wydawniczy, a nie dlatego, że powinien się pojawić.

Zmian względem Galaxy Note 8 jest niewiele, a takie naprawdę istotne może śmiało wymienić mało uważny pracownik tartaku na placach, które pozostały mu u jednej ręki. Aparat jest ten sam co w Galaxy S9+ (dodano kilka nowych scenerii, a asystent robienia zdjęć wykrywa dodatkowo sytuacje, gdy robimy zdjęcia pod słońce czy ktoś na zdjęciu ma zamknięte oczy), a do nowości poza tymi wspomnianymi już przeze mnie u góry można jeszcze zaliczyć głośniki stereo i tryb Dolby Atmos (również na słuchawkach) czy kilka programowych poprawek. Jest też nowa stacja DeX, którą mam nadzieję, że Samsung dorzuci do zestawów przedsprzedażowych.

Na obszerniejsze testy Samsunga Galaxy Note 9 jeszcze przyjedzie czas, ale nie sądzę, by było to jeszcze w tym czy kolejnym miesiącu, bo przecież najpierw sample powędrują do „dziennikarzy pierwszego sortu”. Ale mając w rękach już najnowszego Note’a, patrząc jaki jest to sprzęt, to już mogę napisać kilka słów podsumowania.

Jeżeli planujecie zakup Galaxy Note 9 to tylko i wyłącznie wtedy jeśli macie obecnie coś pokroju Galaxy Note 4 albo starszego i chcecie wymienić na coś nowszego, a to dlatego, że przy zakupie będziecie mogli uzyskać do 800 złotych rabatu (400 złotych za stary smartfon, ale dodatkowe 4 stówki wpadną jeżeli będzie to coś z serii Galaxy Note).

Jeśli aktualnie korzystacie z Galaxy Note 8 to upgrade nie ma kompletnie sensu.

Cena wyjściowa wersji, która ma 6 GB RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej jest taka sama jak rok temu, czyli 4299 złotych.  Ale jakby ktoś chciał zaszaleć i mieć tyle RAM’u co ja w swoim Surfejsie i aż pół terabajta na dane, to musi dorzucić ponad tysiaka – dokładnie do kwoty 5399 złotych. I teraz tak siądźcie sobie wygodnie, zastanówcie się i powiedźcie – Kto z kogo robi sobie tutaj żarty? Ja wiem, że liczby robią wrażenie i takie 512 GB wygląda zacnie, a jeśli dorzuci się jeszcze kolejne 512 GB w formie karty pamięci to już w ogóle bomba i szaleństwo w Międzyzdrojach, ale pozostaje pytanie – Po co to komu? Naprawdę nie znam osoby, która potrzebuje tyle miejsca w smartfonie. Jeśli już, to rozsądniejszym rozwiązaniem jest zakup podstawowej wersji i dokupienie jakiejś większej karty pamięci.

Na koniec, zerknijcie jeszcze na pierwsze wrażenia w formie wideo:

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 replies on “Samsung Galaxy Note 9 po raz pierwszy. Czy warto na niego czekać?”