Mam mieszane odczucia co do iOS. Użytkuję go zarówno na tablecie jak i smartfonie i nie mogę powiedzieć o nim wiele złego, jednakże bez wątpienia nie jest to system idealny – podobnie zresztą jak Android. Zarówno jeden jak i drugi system ma wiele wad, ale nie da się odmówić systemowi od Apple odpowiedniej płynności nawet na starszych urządzeniach – jako użytkownik iPhone SE mogę to potwierdzić z czystym sumieniem. Być może właśnie pewność utrzymania płynności działania zachęca użytkowników do aktualizacji swoich urządzeń bez żadnego zawahania. Potwierdzają to ostatnie wyniki – iOS 12 trafił już na ponad połowę urządzeń.
Statystyki, które zostały udostępnione przez firmę z Cupertino pokazują największą przewagę iOS nad Androidem.
Mowa o braku fragmentacji systemu, a jeżeli już to znikomej. Nie jest to jednak przypadkiem – oprogramowanie stworzone przez Google nie jest zamknięte na zewnętrznych dostawców, co poniekąd wpływa na jego renomę. Zapewnienie najnowszego oprogramowania na kilkanaście modeli telefonów i tabletów nie jest tak trudne, jak zmuszenie do tego setki producentów.
Przejdźmy jednak do meritum. Po niespełna miesiącu od udostępnienia oficjalnej wersji iOS w wersji 12, został on zainstalowany na ponad 50% urządzeń, na które został wydany. Przyjęcie najnowszej wersji systemu od Apple jest więc na bardzo dobrym poziomie i jest bezkonkurencyjne wobec ogółu urządzeń z Androidem, ale… no właśnie, jest bowiem jedno ale. Nie brakuje osób mówiących, że tego typu porównania mają sens tylko i wyłącznie z Pixelami, które otrzymują aktualizacje bezpośrednio od Google. Bez wątpienia coś w tym jest, jednakże mam na ten temat nieco inne zdanie. Polityka prowadzona przez firmę z Mountain View to wybór Google, nikogo innego. Spijając śmietankę z własnych sukcesów, firma powinna być gotowa także na gorycz, która czasem wylewa się pod adresem firmy.
Co stoi na przeszkodzie, by zmusić zewnętrznych producentów do aktualizacji przez wybrany okres czasu? Odpowiedź jest prosta, pieniądze. Ewentualne działania przeciwko największym rynkowym graczom, którym nie opłaca się aktualizować niczego innego aniżeli flagowców, mogłaby skończyć się poszukiwaniem przez nich alternatywy. To mogłoby w skrajnym przypadku zmniejszyć udziały Google na rynku smartfonów. Samsung niejednokrotnie romansował z Tizenem, Badą czy Windowsem. W dużym skrócie i tak źle i tak nie dobrze, a zmusić Google do zmiany polityki aktualizacyjnej nie może nic prócz wykorzystujących Androida użytkowników, którzy chyba coraz częściej mają po prostu dosyć.
No Comments