Markę Baseus bardzo dobrze znam, bo miałem w rękach sporo ich produktów, a niektóre z nich używam do dzisiaj. Tak jak ładowarkę Baseus GaN2 Pro 100 W, którą zabieram zawsze ze sobą, gdy tylko gdzieś wyjeżdżam. Ale słuchawek Baseus jeszcze u mnie nie było, więc bardzo dobrze, że ostatnio pojawiła się u mnie nowość – Baseus Bowie M2. Jak grają?

Baseus Bowie M2 mają trochę wspólnego z AirPodsami

Od czasu pojawienia się na rynku AirPods Pro nic już nie było takie samo. W sensie, słuchawek. No dobra, było, bo kilku producentów podchwyciło trochę z designu i postanowiło stworzyć tańsze alternatywy. Jednym z nich był Baseus, bo Bowie M2, szczególnie gdy spojrzymy na nie pod odpowiednim kątem, wyglądają jak czarne AirPodsy. I nie mówcie, że nie, bo ślepy by to zauważył. Takim wyróżniającym je elementem jest gradientowa obudowa, gdzie czarny kolor przechodzi w srebrny. Obudowa jest plastikowa, ale całkiem solidnie wykonana. Błyszcząca bliżej ucha i matowa w pozostałych miejscach. Każda ze słuchawek waży około 4 gramów, więc zaliczyć je można do tych lekkich.

Baseus Bowie M2
Baseus Bowie M2

A propos etui. Jest to jedno z mniejszych i smuklejszych jakie miałem w rękach.

Jest też bardzo lekkie, bo gdy wsadzimy obydwie słuchawki do środka, to słuchawki razem z etui pokażą na wadze około 44 gramy. Można je łatwo i praktycznie wszędzie schować. Etui ma magnetyczną pokrywę, na tyle mocną, by słuchawki przez przypadek nie wyleciały, ale też lekką, by można je było łatwo otworzyć jednym palcem. Same słuchawki w środku też trzymają się magnetyczne, ale bez problemu można je wyjąć, bo jest za co złapać. Etui ma przycisk, którym możemy podejrzeć poziom baterii i diodę, która ów poziom pokazuje. A robi to niezbyt precyzyjnie. Jeśli jest poniżej 20% to świeci na czerwono, a w przedziale od 21 do 100% na biało.

Baseus Bowie M2
Baseus Bowie M2

Największą wadą etui ładującego jest to, że rysuje się od patrzenia. Albo inaczej – od paznokcia. Wygląda na solidne, ale jest wykonane z plastiku mało odpornego na zarysowania. U mnie leżało przeważnie na biurku, może kilka razy schowałem je do kieszeni, a wygląda jakby spędziło cały dzień w kobiecej torebce albo skrzynce z narzędziami.

Mają mocno „basową” charakterystykę

Baseus Bowie M2 grają bardzo czysto i wystarczająco, nawet blisko maksymalnej głośności, ale też nie przesadnie głośno. Nie słychać tutaj żadnych przesterów i innych niedoskonałości, ale ewidentnie są to słuchawki dla tych, którzy lubią jak im łupnie basem w uszach. Jak dla mnie jest jego za dużo i to praktycznie w każdym utworze. Jeśli chcecie posłuchać czegoś pokroju dubstepu czy muzyki klubowej i wiecie, że będzie tam bas, to te słuchawki dadzą go jeszcze więcej. Były kawałki gdzie te słuchawki mnie trochę wymęczyły, ale na szczęście były też takie, których słuchało się w miarę przyjemnie. Niestety tych drugich było mniej.

Słuchawki mają ANC, czyli aktywną redukcję szumów, a przynajmniej tak jest napisane w instrukcji i na pudełku.

ANC działa w trzech trybach – redukcja szumów, normalne działanie i tryb przezroczystości. I rzeczywiście, coś tam potrafią odizolować, ale bez żadnych rewelacji. Pracując przy komputerze nieco inaczej było słychać stukanie w klawiaturę, nie słyszałem lekkiego szumu zza okna, pracującej pół metra ode mnie stacjonarki (szum od pompy AIO i wentylatora) czy delikatnego stukania palcami po biurku. Niektóre dźwięki jak ćwierkanie ptaków czy przejeżdżające gdzieś pogotowie ratunkowe były wyraźnie mniej intensywne, ale darcia jakiegoś bezstresowo wychowywanego bąbelka nie zatrzymało. Jak na cenę lekko przekraczającą 200 złotych Bowie M2 radzą sobie dobrze. Napiszę nawet, że wypadają lepiej pod względem ANC niż jakości dźwięku.

Słuchawki mają wbudowane mikrofony, ponoć aż cztery. To ten czarny otwór na „szyjce” słuchawki, który możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu. Pomagają w rozmowach głosowych i akurat w tym słuchawki radzą sobie bardzo dobrze. Dźwięk jest klarowny, dokładny i dobrze przenoszony i czyszczony. Od spodu są też piny, które umożliwiają ładowanie słuchawek w etui. Do połączenia z telefonem wykorzystują Bluetooth 5.2, obsługując kodeki AAC i SBC. Nie ma szans, by miały aptX jak sugerują opisy na stronach niektórych elektromarketów.

Sterowanie dotykowe powinno być zakazane

Nie przepadam za dotykowymi płytkami/przyciskami na obudowie słuchawek i czas spędzony z Baseus Bowie M2 pokazał mi dlaczego tak jest. Obszary dotykowe są umieszczone w górnej lub tylnej części obudowy, zależy jak patrzymy. W zależności od tego jak i ile razy je dotkniemy to wywołamy konkretną funkcję. Problem jednak w tym, że nie zawsze dzieje się to co powinno i mam wrażenie, że jest tu sporo losowości w interpretowaniu tego co chcemy zrobić. W moim przypadku najczęściej działało przełączanie trybów ANC, bo robi się dwukrotnym dotknięciem w lewą lub prawą słuchawkę. Ale przełączanie piosenek przez dłuższe przytrzymanie działało różnie. Raz było tak, że udało się to zrobić kilka razy pod rząd, a za chwilę zamiast przełączyć utwór to go zatrzymywało. Nie ma tu powtarzalności i pewności.

Baseus Bowie M2
Baseus Bowie M2

Słuchawki mają wbudowany czujnik, który automatycznie zatrzymuje piosenkę, gdy wyjmiemy przynajmniej jedną słuchawkę z ucha i wznawia, gdy wsadzimy ją z powrotem. Tutaj też nie ma powtarzalności, bo miałem kilka razy tak, że po wyjęciu słuchawki muzyka nadal grała. Zdarzało się to najczęściej z lewą słuchawką. Śmieszne jest też to, że słuchawka potrafi sama włączyć muzykę, gdy leży sobie na biurku i sama ją wyłączyć, gdy weźmiemy ją w palce i jakoś poruszamy.

Nie wyobrażam sobie korzystania z takich „przycisków” podczas biegania, bo ciężko jest w nie odpowiednio trafić nawet, gdy tylko siedzimy. Znacznie lepszym rozwiązaniem byłby tu np. okrągły mały fizyczny przycisk, który może odjąłby trochę z wyglądu, ale za to zwiększyłby komfort obsługi.

A jak jest z baterią w Bowie M2?

Każda ze słuchawek ma skromne 40 mAh, a bateria w etui ładującym ma pojemność 400 mAh. Według producenta słuchawki wytrzymają 5 godzin po jednym ładowaniu, a łącznie z energią zgromadzoną w etui może to być nawet 30 godzin. Otóż, słuchawki rozładowują się szybciej niż powinny i co gorsze, niezależnie od siebie. Dochodzi do takich sytuacji, że jedna ma już zero i się wyłącza, a druga (najczęściej prawa) działa i ma jeszcze z 30%. Potem wystarczy na kilka sekund wsadzić tą rozładowaną do etui-ładowarki (druga nadal jest w uchu i muzyka leci), następnie wsadzić do ucha i cyk, jeszcze gra przez kilka chwil. Oczywiście co chwilę „pikając”, by po kilku minutach całkowicie się wyłączyć.

Ogólnie czas pracy tych słuchawek jest poniżej oczekiwań, bo jak na moje ucho i oko, grały może z 2,5 godziny na jednym ładowaniu. Jest to zatem o połowę mniej niż deklaruje Baseus.

Dobrze, że w etui jest USB-C, które wszędzie powinno być już standardem. Mamy krótki przewód w pudełku, ale równie dobrze możemy użyć innego kabla, choćby od smartfonu. Naładowanie etui do pełna trwa nieco ponad godzinę. Nie ma tu możemy o bezprzewodowym ładowaniu, bo to przecież nie ta klasa sprzętu i półka cenowa. Fajne jest to, że przewód jest w kolorze słuchawek, to znaczy, że kupując czarne słuchawki w pudełku mamy czarny przewód USB-C. Przy białym słuchawkach przewód jest biały.

Liczyłem, że będzie lepiej

Szczerze? Po marce Baseus, którą znam i lubię, spodziewałem się czegoś więcej. Czegoś lepszego i działającego bardziej przewidywalnie. Mają mnóstwo świetnych, dobrych i przydatnych produktów i nie pisałbym tego, gdybym sam z kilku nie korzystał na co dzień Ale Baseus Bowie M2 tego nie potwierdzają i poniekąd są odskocznią od tego, co sądziłem o ich produktach.

Owszem, słuchawki grają w porządku, choć mają mocno basowe zapędy, są leciutkie i o dziwo, bardzo dobrze leżą w uszach. W moim teście „wypadalności” sprawdziły się lepiej niż zakładałem i jedna z nich wypadła dopiero, gdy rzucałem się po pokoju jak opętany. Nie ma zatem szans, by wypadły podczas biegania czy innych aktywności. Aktywna redukcja szumów jakaś jest i jak na tę półkę cenową radzi sobie nieźle. Etui ma USB-C jak na 2022 rok przystało, a słuchawki w promocjach można wyłapać poniżej ceny z dwójką z przodu. Ale to wszystko co można dobrego napisać o Bowie.

Baseus Bowie M2
Baseus Bowie M2

Etui bardzo łatwo zbiera zarysowania, przyciski dotykowe to porażka, bo działają jak chcą, a czas pracy pozostawia wiele do życzenia. Wskaźnik baterii jest mało precyzyjny. I jeszcze ta aplikacja. Tak, nie napisałem o niej wcześniej, bo wystarczą dwa zdania. Aplikacja jest i nawet się uruchamia. Problem tylko w tym, że nie dane mi było sprawdzić co daje, bo w żaden sposób nie udało się podłączyć słuchawek. Po kilkunastu próbach i ciągłym komunikacie o przekroczeniu czasu połączenia po prostu odpuściłem.


Gdybym miał 250 złotych na słuchawki TWS to raczej poszukałbym czegoś innego albo dołożyłbym do czegoś droższego. Może coś od SoundCore, Edifier, Oppo albo Huawei. Ale gdybym kiedyś znalazł je w jakiejś promocji za półtorej stówki, to mocno rozważyłbym zakup. Może kiedyś coś się pojawi w oficjalnym sklepie Baseus na AliExpress. Tak, Baseus dostarczył sztukę do testów, ale w żadnym stopniu nie mieli wpływu na moją opinię.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *