Skłamałbym twierdząc, że nie czekałem na LEGO Horizon Adventures. Każda gra na licencji duńskich klocków cieszyła się uwagą z mojej strony. Szczególnie rewelacyjne LEGO Gwiezdne wojny: Saga Skywalkerów, które do tej pory uważam za najlepszą odsłonę. Niestety to co LEGO przygody Aloy przedstawiły sobą, można w skrócie uznać za rozczarowanie. Co prawda nie na równi z takim Concord, Star Wars: Outlaws czy Suicide Squad, ale łatwo się domyślić, że fajerwerków nie ma.

Kod do gry LEGO Horizon Adventures dostaliśmy od wydawcy. Recenzja powstała na podstawie wersji na PlayStation 5 (dostępna jest również na PC).

LEGO Horizon Adventures to odgrzewany schabowy, ale w nowej panierce

Pierwsze co mnie zawiodło w LEGO Horizon Adventures to historia. Jest ona z grubsza taka sama jak w oryginalnym Horizon Zero Dawn wydanym w 2017 roku na PS4. A potem w 2020 roku wydanym na PC. A następnie ponownie wydanym w 2024 roku na PS5 oraz PC. Oczywiście z drobnymi zmianami, żeby bardziej pasowała to formatu LEGO i młodszego odbiorcy. Pytanie, tylko po co? Ile gier na licencji duńskich klocków mamy obecnie? Na spokojnie ponad dwadzieścia. Znajdziemy Hobbita, Władcę Pierścieni, Piratów z Karaibów, Avengersów, Harry’ego Pottera czy też wspomniane na początku tekstu Gwiezdne Wojny. Wszystkie te gry mają wspólną cechę: opowiadają historię z filmów. Co prawda z gagami typowymi dla gier LEGO, ale z grubsza można zobaczyć, że przedstawiana historia się klei i jest niemalże identyczna co w oryginale.

Inaczej sprawa ma się w Horizonie. Humor jest, ale na poziomie żenującym. Jest to głównie spowodowane prześmiewczymi wstawkami, których jest zdecydowanie za dużo. Moim zdaniem psują one trochę odbiór i jako taką poważność tematyki (jakkolwiek by to nie brzmiało) jaką podejmuje oryginalna produkcja od Guerrilla Games. Rozumiem, że głównym targetem są przede wszystkim dzieci, ale bez przesady. Nie rozumiem sensu tego klockowego remake’u. Osobiście uważam, że dużo lepiej sprawdziłaby się zupełnie nowa historia i to nawet nie z Aloy w roli głównej. Call of the Moutain pokazuje, że można zrobić grę w tym uniwersum i nie obsadzać naszej rudowłosej łuczniczki w roli głównej.

LEGO Horizon Adventures
LEGO Horizon Adventures

Czworo to za mało

Gry LEGO od Traveller’s Tales przyzwyczaiły nas do pewnych schematów. Jednym z nich jest masa dostępnych bohaterów. W takim Indiana Jonesie, poza tytułowym archeologiem, mamy możliwość grania innymi postaciami jakie napotykamy w trakcie rozgrywki. Oczywiście po wcześniejszym ich odblokowaniu. W LEGO Horizon Adventures sprawa ma się inaczej. Twórcy dają nam do dyspozycji wyłącznie czwórkę bohaterów: Aloy, Varla, Erenda oraz matronę Teersę. Pierwszą trójkę jestem w stanie zrozumieć. Ruda to w końcu główna bohaterka, a pozostali dwaj łączą z nią siły wielokrotnie na przestrzeni nie tyle całej historii, a co dwóch części. Czwarta postać, czyli matrona, jest wyborem co najmniej z dupy (wybaczcie wyrażenie). Mamy trójkę młodych, zdrowych i silnych ludzi, którzy walczą ze złolami i maszynami. Teersa z pewnością by sobie nie poradziła. Dużo lepszym wyborem byliby Nil lub Talanah. Oboje doświadczeni w walce i spotykamy ich też na naszej drodze w toku rozgrywki oryginału. Ale nie! Guerilla Games oraz Studio Gobo uznali, że najlepszym towarzyszem broni będzie babuleńka, która była jedną z przywódczyń wioski.

Ogólnie nie byłoby by z tym problemu, gdyby wybór grywalnej postaci był dokładnie taki sam, jak w grach od TT Games. A tutaj twórcy nam narzucają swój wybór. Zastanawia mnie skąd taka decyzja, a nie inna? Zapomnieli o innych postaciach? Przecież sama pierwsza część przygód Aloy dostarcza nam tak szeroką paletę bohaterów, że jest naprawdę z czego wybierać. A może chodzi o prześmiewczy ton całej gry i grywalna babcia im się w to wpasowywała? Jeśli tak to cóż… Pokazuje to poziom „żartu” tej gry. By nie rzec, że sama produkcja jest jednym, wielkim żartem. Ale poważnie, nie lepiej było zlecić zrobienie LEGO Horizona starym wyjadaczom z Traveller’s Tales, zamiast dawać to do zrobienia nieznanemu studio oraz temu, które zapoczątkowało markę? Gra i tak nie jest eksem, więc osobiście nie widzę problemu.

Pusty świat mechanicznych bestii

Główny wątek historii jest podzielony na rozdziały, a te na poziomy. Mimo, że potrafi się zmienić otoczka (śnieżne góry, pustynne stepy czy gęsta dżungla), to za każdym razem miałem wrażenie, że robię w kółko to samo. I tak właśnie było. Trochę biegania, walka, znowu bieganie, znowu walka. Czasami zdarzył się boss. Widać, że twórcy nie mieli za bardzo pomysłu jak ten temat ugryźć. W grach od TT Games jeden poziom trzeba było przejść co najmniej dwa razy. Za pierwszym razem, bo tak kazała fabuła, a za drugim, żeby zdobyć dodatkowe elementy czy bonusy. W LEGO Horizon Adventures nie da się powtarzać etapów, nie ma mini-zestawów do zbierania czy tytułu Prawdziwego Nora/Łowcy (taki przykład, w LEGO Star Wars było Prawdziwy Jedi) po zdobyciu odpowiedniej liczby monet. Jedyne co odblokowujemy to dodatkowe misje polowania na maszyny, w których nagrodą są czerwone klocki. Dla starych wyjadaczy wiadomo co one oznaczają: bonusy typu mnożnik x2, x4 czy nieśmiertelność. Tutaj pełnią funkcję dodatkowej waluty.

LEGO Horizon Adventures
LEGO Horizon Adventures

Będąc przy polowaniach, to sama walka w LEGO Horizon Adventures jest piekielnie nudna.

Każdy bohater ma niby swój unikalny sposób walki, są specjalne bonusowe gadżety jak np. dron czy eksplodujące kaczki. Tyle, że spora część tych bajerów jest beznadziejna w użyciu – kompletnie się nie sprawdzają, a czasami wręcz irytują. Na plus zasługuje fakt, że odłupanie elementu pancerza maszyny zadaje więcej obrażeń niż ślepe atakowanie. A przyznam szczerze, że w oryginale jest to łatwiejszej i przyjemniejsze. Tutaj wrogowie często za szybko się poruszają lub zachowują co najmniej irracjonalnie. Ludzcy przeciwnicy są słabi, ale za to można szybko ich wykończyć.

Oczywiście za pokonywanie złoli dostajemy expa, który idzie jak krew z nosa. Wyczyszczenie całego głównego wątku z dodatkowymi zadaniami nie starczyło nawet na maksymalny poziom Aloy. A warto zaznaczyć, że nie zmieniałem postaci dopóki rudowłosa łuczniczka nie znalazła się na dwudziestym levelu. Bo taki jest właśnie górny limit. A w celu zdobycia platyny, trzeba to powtórzyć każdą postacią. Bardzo monotonne i nudne, zwłaszcza że jak wspomniałem, nie ma żadnych aktywności pobocznych, które mogłyby to jakoś usprawnić albo chociaż uprzyjemnić.

LEGO-świat i jego waluta

Zdecydowanie na duży plus zasługuje fakt, że wszystko w tej grze jest zrobione z klocków. Każda powierzchnia po jakiej się poruszamy, pagórek, ściana, głaz, rzeki czy kaktus. Wygląda to naprawdę świetnie i biję pokłony, że twórcom chciało się aż tak skupiać na szczegółach. Jest kolorowo, szczegółowo i soczyście. Niestety jest to kropla w morzu, bo minusów znajdzie się zdecydowanie dużo więcej. Mamy niby te kilka biomów, które różnią się estetyką, ale za każdym razem robimy to samo. Okey, gry LEGO nie słynną z innowacyjności czy zróżnicowania jak np. taki Astro Bot. No, ale tutaj to naprawdę ktoś poleciał na grubo.

LEGO Horizon Adventures
LEGO Horizon Adventures

Zdecydowanie na duży plus zasługuje fakt, że wszystko w tej grze jest zrobione z klocków.

Zamiast skupiać się na aż takiej szczegółowości, trzeba było pomyśleć nad jakimiś w miarę ciekawymi, albo chociaż odrobinę angażującymi aktywnościami pobocznymi. Na przykład swego rodzaju questy poboczne dla mieszkańców wioski, za które dostaniemy expa. Jest co prawda tablica z wyzwaniami, ale wyglądają jakby były zrobione na szybko i to dodatkowo na kolanie w trakcie trzęsienia ziemi. W skrócie: wykonane na odwal się. Nawet nie mamy otwartego świata jak w przypadku Skywalker Saga czy chociaż Marvel Avengers. Dlatego w trakcie grania odnosiłem wrażenie, że z jednej strony LEGO Horizon Adventures wygląda jak gra AAA, zrobiona przez porządne studio. Z drugiej zaś, jakby robiła to naprawdę mała ekipa, która zdobyła doświadczenie na skromnych grach indie i nie była gotowa na większy projekt – szczególnie taki w 3D.

Bezsensowność dotyka również walutę. Tą są oczywiście tzw. studs, dobrze znane fanom gier LEGO. Można je zdobywać za rozwalanie wszystkiego wokół, byleby składało się z klocków. No, ale oczywiście nie w Horizonie. Tutaj zdobywamy monety na drodze, ze skrzyń, pokonanych wrogów czy budowania napotkanych, drobnych konstrukcji. Okazjonalnie jakiś rozklockowany przedmiot da parę monet, ale nie starczyłoby nawet na klockową miskę klockowego ryżu. Z reguły co do ciekawszych i bogatszych w hajs miejsc prowadzą srebrne study. To akurat ciekawe rozwiązanie, ale z drugiej strony zabija frajdę z eksplorowania. Widząc ścieżkę usłaną srebrem, od razu można się domyślić co będzie na końcu.

No dobrze, ale co nam te monety? Na pewno na jakieś wykokszone bonusy? Niestety nie. Głównie za to kupimy ozdoby do wioski czy stroje (np. Ninjago czy LEGO City – tak, też nie wiem po co). Jest to wyłącznie kosmetyka, która kompletnie nic nie zmienia ani nie wnosi do rozgrywki. A można było dać opcję odblokowania innych postaci i zrezygnować ze żmudnego levelowania.

Nie jest dobrze, ani też nie rewelacyjnie

LEGO Horizon Adventures nie jest bardzo tragiczną grą. Tylko trzeba by było ją wziąć jeszcze raz na warsztat, przerobić model wyboru postaci, aktywności i ogółem „mechanikę” otwartego świata. Tylko wtedy byłaby to już inna gra. Szczerze mówiąc, to przy pierwszych zapowiedziach myślałem, że twórcami będą dobrze znani, starzy wyjadacze z Traveller’s Tales. Wtedy gra zdecydowanie miałaby więcej jako takiego sensu i zrobiono by ją porządniej. Każdy biom mógłby być np. większą mapą, tak jak planety w LEGO Star Wars: Skywalker Saga – to rozwiązanie było rewelacyjne. Twórcy powinni kompletnie zrezygnować z levelowania i dać bardziej satysfakcjonujący gameplay.

Wiem, że najnowsze klockowe Gwiezdne Wojny i LEGO Horizon robiły dwie różne ekipy, więc mogłyby wystąpić pewne problemy natury prawnej (podkradanie pomysłów, własność intelektualna itp.). Ale ludzie, litości! Nie idzie się na wystawę psów z kozłem przebranym za owczarka niemieckiego i mówi, że miał trudne dzieciństwo. Rynek gier obecnie jest bezlitosny. Chwali się, że Sony próbuje czegoś nowego – tylko trzeba to zrobić z głową. Jeśli konkurencja ma odpicowanego Dodge’a Challengera, to nie wystawiamy przeciwko niemu Multipli z rozklekotanym silnikiem, bez tylnego zderzaka, tylko jednym kołem i wstążką na dachu, żeby było ładnie.

LEGO Horizon Adventures
LEGO Horizon Adventures

Z przykrością muszę stwierdzić, że LEGO Horizon Adventures na tle konkurencyjnych gier na licencji LEGO odpada w przedbiegach. I postapokaliptyczny świat opanowany przez maszyny nie pomaga. A z ceną wcale nie jest lepiej. Kwota 299,00 złotych za taki produkt to rozbój w biały dzień, by nie rzec oszustwo. Cena wyjściowa powinna być nie większa niż 150-160 złotych. Warto zaznaczyć, że z takiego pułapu startowała Kena: Bridge of Spirits czy Stray. A obie te gry są po prostu świetne. Jedna z nich nawet doczekała się mojej recenzji.

Na zakończenie podsumujmy. Horizon Adventures jest złą grą LEGO, bardzo prostym platformerem i prawdopodobnie dobrą grą dla najmłodszych. Niestety w obecnym stanie nie wróżę jej świetlanej przyszłości, ani nawet kontynuacji. Trzeba byłoby od nowa zaprojektować model rozgrywki, albo po prostu oddać to fachowcom (czyt. Traveller’s Tales), którzy przyzwyczaili nas do pewnego poziomu gier sygnowanych LEGO.

Ocena: 2/5

Mocne strony
  • LEGO!!!
  • Świetnie odwzorowane maszyny
  • Smaczki zachowane z oryginału (np. odłupywanie fragmentów maszyn)
  • Specjalnie oznaczone ścieżki do "ciekawych miejsc
  • W pełni klockowy świat...
Słabe strony
  • ... któremu doskwiera brak angażujących aktywności pobocznych
  • Żenujący poziom humoru
  • Zbyt mało grywalnych postaci
  • Zbędny sklep z "ciuchami"
  • Bezsensowność dużej ilości gadżetów bojowych
  • Niezbyt wymagające walki z bossami
  • Momentami odnosi się wrażenie, że to podręcznikowy samograj
  • Zbyt wysoka cena na premierę

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *